Oderwane od rzeczywistości i potwornie drogie dla społeczeństw, forsowane przez polityków regulacje mające na celu "ograniczenie emisji CO2 i ocieplenia klimatu" prowadzą do wynaturzeń i łamania prawa (którego często nie da się przestrzegać lub jego implementacja jest drakońsko droga dla przedsiębiorców i dla indywidualnych konsumentów). Mamy na to przykłady w wielu aspektach i sektorach gospodarki. Podejrzewa się np. nieuczciwe pochodzenie (fałszowanie) aż 80 proc. importu zużytego oleju spożywczego (UCO) do krajów Unii Europejskich.
Oleje roślinne, w tym zużyte oleje spożywcze, przewozi się chemikaliowcami. Można powiedzieć, że osiem na dziesięć chemikaliowców przywożących oficjalnie do UE zużyty olej po smażeniu przywozi w rzeczywistości coś innego.
Komisja Europejska opublikowała niedawno dane z International Sustainability and Carbon Certification (ISCC) dotyczące pochodzenia zużytego oleju spożywczego (UCO - used cooking oil) wykorzystywanego do produkcji europejskiego biodiesla i hydrorafinowanego oleju roślinnego (HVO - hydrotreated vegetable oil) w 2022 roku.
ISCC to globalny system certyfikacji, który ustanawia standardy zrównoważonej produkcji, pozyskiwania i handlu wszelkiego rodzaju bioproduktami i biopaliwami.
Badanie przeprowadzone przez T&E, europejską organizację stowarzyszeniową dla organizacji pozarządowych zajmujących się zrównoważonym transportem, wykazało, że około 80 proc. surowca UCO importowanego przez UE w 2022 r. może być "błędnie oznakowanym" olejem palmowym z pierwszego tłoczenia, czyli "dziewiczym olejem palmowym".
"Zieloni" bardzo ostro i szeroko protestowali przeciwko jakimkolwiek zastosowaniom oleju palmowego, twierdząc, że zakładane w celu jego pozyskiwania plantacje powstają kosztem lasów tropikalnych i zagrażają wyginięciem wielu gatunków roślin i zwierząt.
Jednak również "zieloni" są orędownikami redukcji emisji CO2 m.in. przez zwiększanie użycia paliw ze źródeł odnawialnych, co zwiększa popyt na paliwa z bio-dodatkami czy bio-komponentami.
Popyt na biopaliwa może jeszcze drastycznie wzrosnąć, bo mówi się o szerszym zastosowaniu biopaliw w żegludze.
"Wysoki popyt na UCO (zużyty olej spożywczy) zwiększył ryzyko oszustw, w przypadku których podejrzewa się, że oleje z pierwszego tłoczenia, takie jak palmowy, są błędnie oznaczane jako "używane", aby wykorzystać zawyżoną wartość rzekomo ekologicznych paliw" - twierdzi T&E.
Chiny są największym dostawcą UCO do UE, stwierdza raport T&E. Około 40 proc. całkowitej europejskiej podaży UCO pochodzi z Chin. "Hiszpania i Włochy są szczególnie zależne od chińskiego UCO, podczas gdy 96 proc. bułgarskiego importu UCO pochodzi z Chin". Ponadto dane ISCC pokazują również, że kraje UE importowały duże ilości UCO pochodzącego z Malezji, Arabii Saudyjskiej, Wietnamu, Indonezji i innych krajów.
Komisja Europejska prowadzi już dochodzenie w sprawie domniemanych oszustw związanych z importem biopaliw na bazie UCO. T&E dodaje, że Komisja zamierza zbadać, czy "oszukańczy" indonezyjski biodiesel jest kierowany przez Chiny i Wielką Brytanię w celu uniknięcia podatków.
Kilka innych krajów, w tym Niemcy i Irlandia, również oficjalnie bada ryzyko oszustw związanych z biopaliwami.
Według raportu T&E, zużycie oleju palmowego w 2022 roku spadło w UE o 30 proc. W tym okresie pochodne oleju palmowego, takie jak ścieki z młynów oleju palmowego (POME) i destylaty palmowych kwasów tłuszczowych (PFAD), stanowiły odpowiednio 13% i 29% całkowitego zużycia biopaliw na bazie oleju palmowego.
PFAD to niskiej jakości produkty uboczne oleju palmowego, które mogą być przetwarzane do produkcji biopaliw, wyjaśnia T&E. POME to ścieki pochodzące z mielenia oleju palmowego, które można wykorzystać do produkcji biodiesla.
Biopaliwo oparte na PFAD może emitować do 221 gramów ekwiwalentu dwutlenku węgla (CO2) na megadżul energii (gCO2e/MJ), zgodnie z szacunkami Cerulogy cytowanymi przez T&E. Jest to tylko nieznacznie mniej niż intensywność emisji dwutlenku węgla biopaliwa na bazie oleju palmowego, wynosząca 285 gCO2e/MJ.
gCO2e/MJ jest miarą intensywności emisji CO2, czyli ilości dwutlenku węgla emitowanego do atmosfery na megadżul energii wytworzonej z jego spalania.
"Nieprawidłowo oznaczane jako "odpady" lub "pozostałości" w niektórych krajach, PFAD są produktami ubocznymi procesu rafinacji oleju palmowego. Są one związane ze znaczącym wpływem na środowisko i pośrednią zmianą użytkowania gruntów, podobnie jak w przypadku konwencjonalnego oleju palmowego" - stwierdza T&E.
Według T&E, wzrost zużycia POME i PFAD zrównoważył prawie połowę spadku oleju palmowego w latach 2020-2022.
"Europa jest zalewana podejrzanym, rzekomo "zużytym", olejem spożywczym. Rządy europejskie twierdzą, że prawie niemożliwe jest powstrzymanie oznaczania olejów z pierwszego tłoczenia, takich jak olej palmowy, jako odpadów" - podkreśla Barbara Smailagic, ekspert ds. biopaliw w T&E. "Potrzebujemy większej przejrzystości i ograniczenia importu, aby uniknąć sytuacji, w której UCO stanie się tylną furtką dla oleju palmowego powodującego wylesianie".
Co ciekawe, zarówno POME, jak i PFAD są surowcami kwalifikującymi się do certyfikacji ISCC EU, która umożliwia certyfikowanym producentom biopaliw, handlowcom i dostawcom wydawanie certyfikatów zrównoważonego rozwoju. Certyfikat ISCC EU gwarantuje, że certyfikowane mieszanki biopaliw są produkowane z biomasy w sposób zrównoważony i spełniają wymogi prawne drugiej dyrektywy UE w sprawie odnawialnych źródeł energii (RED II).
Oprócz pochodnych oleju palmowego, UE importuje coraz większe ilości biopaliw na bazie soi z Argentyny, Brazylii i USA. T&E twierdzi, że rosnący popyt na soję przyczynia się do wylesiania na dużą skalę, zwłaszcza w Ameryce Południowej.
Europa nigdy spoczywa w wysiłkach w poszukiwaniu "nowych rzeczy" do spalania "uspokajających sumienia" w zakresie emisji węgla pochodzącego ze spalania paliw kopalnych. Wcześniej był to olej palmowy, teraz są to tak zwane pozostałości palmowe. Zrównoważone surowce do produkcji biopaliw są niezwykle ograniczone.
"Musimy przestać postrzegać biopaliwa jako panaceum na nasze problemy klimatyczne. Musimy wyjść poza ich spalanie" - podsumowuje Smailagic.
Ostatnio krok w dobrym kierunku uczynił i wykazał się zdrowym rozsądkiem rząd Szwecji.
Od poniedziałku weszły tam w życie przepisy znacznie obniżające normy zawartości biopaliw w benzynie i oleju napędowym. Reforma przyczyni się do wzrostu emisji CO2, co "wzbudza kontrowersje", ale tankowanie na stacjach paliw już jest tańsze.
Od 1 stycznia wymóg minimalnej domieszki biokomponentów w obu paliwach wynosi 6 proc. Dla benzyny oznacza to obniżkę progu z 7,8 proc, a w przypadku oleju napędowego - z 30,5 proc.
Zmiany oznaczają, że prawicowy rząd Szwecji rezygnuje z ambitnych planów klimatycznych drastycznego zmniejszenia emisji CO2 w sektorze transportowym - o 70 proc. od 2010 r. do 2030 roku. Zamiast tego władze przedstawiły w grudniu propozycję 70 działań mających "wskazać drogę do zerowej emisji netto do 2045 roku". Kluczowe mają być rozwój energetyki jądrowej oraz elektryfikacja przemysłu i transportu.
Wysoki odsetek domieszki biokomponentów w paliwach, który rósł z każdym rokiem, był dumą rządów socjaldemokratów i Zielonych w latach 2014-22. System spowodował jednak, że tankowanie w Szwecji stało się, jak podkreślali politycy prawicowych Szwedzkich Demokratów, "najdroższe na świecie". Produkcja biopaliw kosztuje więcej niż wytwarzanie paliw kopalnych.
PBS, PAP, z mediów
collage: PBS
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.