Kontrole są, ale bardzo często są to kontrole po łebkach. Najczęściej wiążą się one ze zwykłym sprawdzeniem liczby kamizelek ratunkowych i tego, czy jest koło ratunkowe – taką opinię o kontrolach jednostek pływających po Motławie i Martwej Wiśle przekazał PAP Mieszko Charytoniuk, właściciel szkoły żeglarskiej z Gdańska.
Mieszko Charytoniuk w rozmowie z PAP powiedział, że zamiar przepłynięcia jednostki przez Kanał Kaszubski za każdym razem powinien być skonsultowany z Kapitanatem Portu.
Tam nie wolno sobie po prostu wpłynąć. Za każdym razem trzeba zgłosić się do kapitanatu, poprosić o zgodę na przepłynięcie i zapytać czy w tym rejonie nic się nie dzieje – wyjaśnił.
Dodał, że każdy kto zdobywa uprawnienia powinien liczyć się z tym, że jednostki takie jak holowniki spotykane są w każdym porcie.
Port jest przeznaczony przede wszystkim dla dużych statków. My jesteśmy tam tylko gośćmi (…). Nawet płynąc jachtem morskim może zdarzyć się wypadek - stwierdził.
Zwrócił również uwagę na potrzebę szczegółowych kontroli łodzi pływających po Motławie i Martwej Wiśle.
Kontrole są, ale bardzo często są to kontrole po łebkach. Mimo tego, że nasi instruktorzy mają szereg uprawnień i certyfikatów, najczęściej wiążą się one ze zwykłym sprawdzeniem liczby kamizelek ratunkowych i tego czy jest koło ratunkowe – mówił.
Dodał, że chodzi o kontrole samych jednostek pływających i ich możliwości.
Tego jak są one certyfikowane, czy mają wszystkie niezbędne odbiory, czy inspektor faktycznie zobaczył tę łódkę, czy została dopuszczona do takiej żeglugi, a nie innej – wymieniał.
Jak powiedział w rozmowie z PAP kapitan Portu Gdańsk Bohdan Mociewicz, Kapitanat Portu Gdańsk dysponuje dwiema jednostkami kontrolującymi: Kontrolerem-20 i Kontrolerem-4.
Możliwość kontroli ma także Policja i Straż Graniczna, przy czym Straż Graniczna ogranicza się głównie do kontroli wód zewnętrznych – mówił.
Wyjaśnił, że kontrole jednostek na terenach nadzorowanych przez kapitanat prowadzone są zarówno w sposób planowany, jak i doraźny - kiedy coś dzieje się na wodzie.
Zazwyczaj inspektor udaje się w miejsce gdzie stoi jednostka i tam przeprowadza kontrolę różnych rzeczy: głównie dokumentów załogi i jednostki oraz wyposażenia zgodnie z przepisami – powiedział.
Kapitan dodał, że kontrolowane były także galary.
Były na nich drobne rzeczy do poprawy, ale karta bezpieczeństwa dla jednostki komercyjnej była ważna. W zasadzie miały one dobre wyposażenie i dokumenty – stwierdził.
W sobotę, 8 października na terenie Kanału Kaszubskiego w Gdańsku przewróciła się łódź Galar Gdańsk I, 12 pasażerów i dwóch członków załogi wpadło do wody. Po wypadku 19-letni sternik Marek O. usłyszał zarzuty umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu wodnym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób, w następstwie której śmierć poniósł jeden mężczyzna, dwie kobiety w tym jedna w ciąży. Nie udało się też uratować jej nienarodzonego dziecka. Sąd w Gdańsku nie uwzględnił wniosku prokuratury o aresztowanie mężczyzny.
autor: Dariusz Sokolnik