Ok. 20 rybaków rekreacyjnych protestowało w środę przez ponad dwie godziny przed Urzędem Morskim w Gdyni. Armatorzy, którzy od stycznia po decyzji Unii Europejskiej nie mogą wykonywać swojego zawodu, domagają się pomocy finansowej od rządu.
Podczas manifestacji armatorzy na chodniku przed głównym i bocznym wejściem do budynku postawili trzy wiadra napełnione śmierdzącymi odpadami rybnymi. Na zakończenie demonstracji rybacy przełożyli kubły nad ogrodzeniami tak, że znalazły się one na terenie Urzędu Morskiego. Policja nie interweniowała.
Protestujący mieli ze sobą biało-czerwone flagi. Na płocie powiesili transparent z napisem „Panie premierze!!! Co łowić??? Jak żyć???”.
W ostatnich dniach ponad 50 jednostek rybołówstwa rekreacyjnego przecinało tory podejściowe do portów w Gdańsku i Gdyni, ale ten protest nie utrudniał ruchu innym statkom. Doszło też do sytuacji, w której kapitanat portu w Gdańsku odmówił rybakom wpłynięcia do portu w celu zatankowania jednostek i odpoczynku załóg bez opłat przy nabrzeżu.
Członek sztabu kryzysowego rybołówstwa rekreacyjnego Wojciech Sikorski mówił w środę dziennikarzom, że za decyzją o zakazie wpłynięcia do portu stał jeden z dyrektorów Urzędu Morskiego w Gdyni, podległego Ministerstwu Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (MGMiŻŚ).
Pilnowała nas Straż Graniczna, okręty wojenne i Formoza. Wiemy od jednego z funkcjonariuszy Straży Granicznej, że pacyfikacja nas na morzu kosztowała już pięć milionów złotych. Latały samoloty, ganiały nas statki na torze podejściowym do portu w Gdańsku. My od 10 dni prosimy ministra (gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka – PAP), żeby zaczął z nami rozmawiać. Minister nie robi nic, dlatego przynieśliśmy dziś takie +prezenty+. Minister chce nas wykończyć – mówił Sikorski.
Demonstrujący nie mogli wejść na teren Urzędu Morskiego. Telefonicznie skontaktowali się z sekretarką, która przekazała im, że dyrekcja urzędu nie będzie rozmawiać z armatorami.
Rybacy rekreacyjni zapowiadali też, że do Urzędu Morskiego przyjedzie ciężarówka z transportem ok. 20 ton odpadów rybnych. Pojazd jednak nie dojechał.
Kierowca został zatrzymany przez policję w Rumii. Powiedziano mu, że za przewóz tych odpadków pod Urząd Morski grozi mu od 3 do 8 lat więzienia. Policja nakazała mu zawrócić do Ustki. Nie wiemy, jak policja namierzyła ten pojazd; podejrzewamy, że jesteśmy podsłuchiwani - poinformował Sikorski.
W ub. czwartek rybacy rekreacyjni wystosowali apel do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o zażegnanie kryzysu, który dotknął ich branżę.
Nasze postulaty są niezmienne - chcemy równego traktowania naszego środowiska względem innych podmiotów podległych ministerstwu. Chcemy realnej pomocy, bo cierpią polskie dzieci, polskie matki. Proszę ratować swoich obywateli - napisali do szefa rządu.
Rybacy twierdzą, że nikt nie odpowiedział na ich pismo.
Armatorzy zajmujący się rybołówstwem rekreacyjnym są w ciężkim położeniu po decyzji UE, która wprowadziła od stycznia 2020 r. zakaz połowu dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego, także rekreacyjnego. Rygory zostały wprowadzone w związku z fatalnym stanem populacji tego gatunku w wodach Bałtyku.
Rybacy - jak wskazują - nie otrzymali obiecanej przez MGMiŻŚ pomocy finansowej. Chodzi im o możliwość złomowania ponad 100 jednostek, odszkodowanie za wprowadzenie zakazu połowy dorsza oraz rekompensaty dla załóg z tytułu utraty miejsc pracy. Ich zdaniem, potrzeba na to ok. 150 mln zł brutto.
Szef MGMiŻŚ Marek Gróbarczyk mówił w ub. tygodniu, że do rybaków rekreacyjnych do końca II kwartału trafi 20 mln zł.
W połowie stycznia br. minister podpisał ze sztabem kryzysowym armatorów rybołówstwa rekreacyjnego porozumienie, które - jak informował resort - kończyło protest i zakładało wsparcie branży w związku z unijnym zakazem połowu dorsza na Bałtyku. Zgodnie z porozumieniem do końca marca miały być znane szczegółowe warunki pomocy dla armatorów.
Sztab kryzysowy reprezentuje ponad 100 armatorów, którzy zatrudniają po dwóch, trzech pracowników i organizowali wyprawy dla wędkarzy zajmujących się rekreacyjnie rybołówstwem morskim.
W listopadzie ub.r. w ramach protestu 92 morskie jednostki wędkarskie przez dwie godziny blokowały porty na środkowym Pomorzu. Już wtedy armatorzy zapowiadali, że w razie niespełnienia ich postulatów może dojść do zablokowania portów w Gdańsku, Gdyni i Świnoujściu.
autor: Robert Pietrzak
JAK to jest ze pieniądze były są i będą dla BIZNESMENOW dla ludzi którym zależy tylko na rekompensatach różnego rodzaju dla ludzi którzy znają układy kiedy za co maja dawać kasę a EKONOMI nie zmienisz dla prawdziwego rybaka
nie ma wyników nie pracuje wiec o jakich 120 dniach jest mowa co łowić małymi jednostkami gdy zakazy
Ktoś pożycza zdjecia z artykulu z 2011 roku
m.trojmiasto.pl/historia/Zaufaj-morzu-czyli-o-polskich-komandosach-morskich-n49831.html
Jeden z największych trawlerów nazywa się Clipperton i pochodzi z Donsö na zachodnim wybrzeżu. Ma 63 metry długości i 4000 koni mechanicznych oraz miejsce dla załogi 12 mężczyzn pracujących na zmiany.Clipperton sam z siebie łowił 175 razy więcej ryb niż wszyscy rybacy ze Sztokholmu razem.
Wyglądało to tak samo w zeszłym roku. Następnie Clipperton wyłowił 904 091 kg zarybienia w hrabstwie Sztokholm w porównaniu do 13 279 kg całkowitego połowu dla wszystkich rybaków w hrabstwie Sztokholm.
Clipperton nie jest sam. Łącznie włoki przemysłowe pochłonęły w tym roku 3160 450 kg paszy w powiecie.
- Będzie to miało katastrofalne konsekwencje dla całego archipelagu. Henrik C Andersson twierdzi, że pasza jest motorem ekosystemu archipelagu."
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.