Polscy rybacy mobilizują się w walce przeciwko niskim limitom połowowym i zaniżanym cenom ryb. W czwartek w Kołobrzegu doszło do ogólnopolskiego spotkania środowisk rybackich, na którym podjęto decyzję o wspólnych działaniach. Rybacy będą składali wnioski do państwa o pomoc publiczną. Chcą, aby wzorem innych krajów rząd dopłacał do ich połowów w momencie, kiedy te są niższe od określonych norm, albo kiedy brakuje ryby.
Sprawa dotyczy rybaków zajmujących się połowami dorszy. Chcą oni, aby rząd wsparł finansowo ich działalność gospodarczą. Opierają się na prawie pozwalającym urzędnikom na udzielenie pomocy publicznej firmom, które z powodów niezależnych od siebie nie mogą prowadzić działalności.
- Jeden z warunków określających udzielenie pomocy publicznej dotyczy naturalnych katastrof - mówi Andrzej Tyszkiewicz, armator z Ustki i członek Związku Rybaków Polskich. - A stado dorszy jest właśnie w katastrofalnym stanie, bo z powodu braku pożywienia ryby są chude i nikt ich nie chce kupować. Właśnie w Kołobrzegu dowiedzieliśmy się, że za kilogram dorsza proponuje się rybakom 3,5 zł. Choć ekonomiczna cena, przy której opłaca się poławiać to około 6 zł.
O problemie chudych i nieekonomicznych dorszy pisaliśmy kilka dni wcześniej (czytaj: Dorsz jest chudy i mało wydajny). Od tygodni rybacy przywożą do portów dorsze, które mimo że mają odpowiednie długości, są nawet o połowę chudsze. Powoduje to, że przetwórcy nie są zainteresowani ich skupowaniem, bo nie można ich przetwarzać.
- Ten problem trzeba jasno nazwać katastrofą ekologiczną - mówi Grzegorz Hałubek ze Związku Rybaków Polskich. - Z powodu nadmiernego przełowienia szproty i śledzia - podstawowego pożywienia dorszy - doszło właśnie do momentu, kiedy ta ryba nie ma co jeść. Najgorsze jest jednak to, że Unia Europejska nie widzi problemu i nadal pozwala na masowe połowy szproty.
Rybacy na spotkaniu w Kołobrzegu ustalili, że będą wnioskowali do państwa o pomoc w wysokości, jaką otrzymywali w latach 2009-2011, kiedy obowiązywał tak zwany trójpolowy podział kwoty połowowej dorszy (każdego roku jedna trzecia kutrów nie łowiła ryb, ale w zamian otrzymywała rekompensaty. Co roku nie łowiła inna grupa rybaków).
- Określając zasady trójpolówki, nasz rząd sam opisał jak wyglądają ekonomiczne i opłacalne połowy na poszczególne segmenty kutrów - dodaje Andrzej Tyszkiewicz. - I tak dla kutra o długości 17 metrów, których najwięcej jest w Polsce roczny limit połowowy powinien wynieść 85 ton przy cenie za kilogram dorsza około 6 zł. Tak ustalili urzędnicy i na tej podstawie wypłacano nam rekompensaty w czasie trójpolówki. A obecnie taki kuter ma około 40-50 ton rocznie przy cenie za kilogram od 3,5 do 4,8 zł. Dlatego chcemy, aby rząd do naszych limitów dopłacał nam takie same kwoty jak w czasie trójpolówki. To nie są żadne wymysły. To tylko nasze odniesienie do ustaleń rządowych.
Oznacza to, że na każdą jednostkę przypadałoby od 150 do 200 tysięcy rocznie pomocy publicznej. Oczywiście do momentu odbudowania stad dorszowych i poprawienia ceny ryby.
Na spotkaniu mówiono również o niesprawiedliwym podziale kwot połowowych w 2013 roku. W tym roku podobnie jak rok temu, dużo dorszy przydzielono na jednostki, które bardziej zajmują się połowami innych ryb.
- Ciągle jest tak, że limity przydzielane są na podstawie długości kutra - mówi Ryszard Klimczak, ze Stowarzyszenia Armatorów Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu. - Czyli największe jednostki, które najmniej zajmują się połowami dorszy mają największe limity. Natomiast średnie kutry od 14 do 18 metrów, których jest w Polsce najwięcej, dostają limity, które nie pozwalają na utrzymanie jednostki. Ci rybacy dają radę tylko dzięki temu, że skupują niewykorzystane kwoty połowowe od dużych kutrów, lub łowią dodatkowo inne ryby. Dlatego chcemy, aby rząd zauważył nasze problemy i zmienił system przydzielania kwot połowowych. Jako środowisko rybackie będziemy walczyć o zmianę tego systemu.
W ciągu najbliższych tygodni rybacy mają przygotować dokładne wnioski o pomoc publiczną. Później zaczną się rozmowy z urzędnikami.
Do tematu wrócimy.
Tekst i fot. Hubert Bierndgarski
Naukowcy wiedzą o problemie chudnących dorszy
W maju 2012 roku w magazynie "Wiadomości Rybackie" wydawanym przez Morski Instytut Rybacki w Gdyni pojawił się artykuł dr. inż Krzysztofa Radtke z Zakładu Zasobów Rybackich MIR w Gdyni, który dokładnie opisał problem chudnących dorszy. Według zawartych tam informacji zjawisko zauważalne jest już od około 2005 r., a w ciągu ostatnich dwóch lat znacznie się nasiliło.
„Chudnięcie dorszy nasiliło się szczególnie w okresie ostatnich dwóch lat, dając w efekcie mało wartościowe pod względem technologicznym produkty z ryb tego gatunku. - czytamy w artykule - Spadek średnich mas dorszy jest wypadkową dwóch przeciwstawnych procesów. Z jednej strony jest to wzrost liczebności stada dorszy, a z drugiej – niedobór pokarmu.W pierwszym wypadku, na skutek systematycznego rodzenia się od 2003 r. dość licznych pokoleń dorszy następował wzrost liczebności poszczególnych grup wieku w kolejnych latach. Wzrost liczebności odbywał się nie tylko na skutek zasilania stada liczniejszymi pokoleniami, ale również był konsekwencją restrykcyjnego działania Wieloletniego Planu Zarządzania Zasobami Dorszy Bałtyckich, przez co obniżyła się śmiertelność połowowa, a tym samym wzrosła przeżywalność poszczególnych grup wieku eksploatowanego stada.
W kwestii niedoboru pokarmu dorszy, zauważa się zmniejszanie zasobów szprotów, głównego składnika wysokoenergetycznego komponenta pokarmowego, szczególnie dla dorszy starszych grup wieku. Stan zasobów szprotów jest oczywiście efektem zwiększonego drapieżnictwa liczniejszego stada dorszy, śmiertelności połowowej i urodzajności pokoleń szprotów”.
Polska weszła do UE w 2004r.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.