Bałtyckim rurociągiem od środy rano znowu nie płynie gaz z Rosji do Niemiec. O wstrzymaniu dostaw w tym dniu Gazprom poinformował 18 sierpnia, tłumacząc kolejną przerwę koniecznością przeprowadzenia prac konserwacyjnych. Przerwa w tłoczeniu ma potrwać do najbliższej soboty.
Klaus Mueller, szef Federalnej Agencji ds. Sieci, ocenił, że zapowiedziane prace konserwacyjne są z technicznego punktu widzenia niezrozumiałe. W ostatnich tygodniach przez rurociąg przesyłane było tylko ok. 20 proc. gazu.
"W wyjaśnienia Gazpromu, że wyłączenie NS1 nastąpiło z przyczyn technicznych, wątpi także niemiecki rząd" - podkreśla "Bild" i przypomina, że dostawa gazu przez NS1 została wstrzymana już wcześniej na kilka dni w lipcu. Wtedy jednak odbywały się coroczne prace konserwacyjnych, które Nord Stream AG jako spółka będąca operatorem sieci zapowiedziała w dłuższej perspektywie.
W czasie lipcowej przerwy konserwacyjnej doszło do sporu między Zachodem, zwłaszcza rządem niemieckim, a Rosją. Chodziło o turbinę, która po pracach serwisowych, wykonywanych przez producenta (Siemens Energy) w Kanadzie powróciła do Niemiec. Jak informuje "Bild", sporna turbina, która miała trafić do Niemiec tymczasowo, pozostaje cały czas w Muelheim an der Ruhr (Nadrenia-Północna Westfalia), ponieważ Rosja odmówiła jej przyjęcia.
Gazprom dostarcza także gaz do Francji, jednak od czwartku dostawy te mają się zakończyć "ze skutkiem natychmiastowym" - jak poinformowała we wtorek wieczorem rosyjska firma w komunikacie na Telegramie.
Państwowy rosyjski koncern Gazprom osiągnął w pierwszej połowie roku rekordowe zyski, pomimo zachodnich sankcji związanych z wojną na Ukrainie. We wtorek firma poinformowała o osiągnięciu dochodu w wysokości 41,63 mld euro.