O momentach przełomowych drugiej wojny światowej na morzu, roli jednostek i wyciąganiu nauki z przeszłości z Craigiem Symondsem, wybitnym amerykańskim historykiem, rozmawia Tomasz Falba
- Woli pan pisać książki analityczne, takie jak tę o bitwie o Midway czy syntetyczne, jak te o drugiej wojnie światowej na morzu? Które pisze się trudniej?
- Uważam, że wszystkie książki historyczne powinny łączyć syntezę i analizę. Aby przeanalizować dowolne zdarzenie i wyjaśnić jego znaczenie – zarówno wtedy, kiedy się wydarzyło, jak i dla nas dzisiaj – konieczne jest zapewnienie wystarczającego kontekstu, aby czytelnik mógł docenić trudności decydentów, a następnie opisać, co faktycznie się wydarzyło. Tylko wtedy można dokonać wartościowej analizy tego, co to znaczyło. A więc: trochę tła, trochę opisu, a potem trochę analizy. Wszystkie książki są równie trudne – i równie satysfakcjonujące – do napisania.
- W książce „II wojna światowa na morzu” nie traktuje pan działań na morzu osobno, tylko ukazuje ich wpływ na przebieg całej wojny. Uważa pan, że wojny naprawdę wygrywa się lub przegrywa na morzu?
- Koniec końców wojny rozstrzygane są na lądzie. Celem większości wojen jest kontrolowanie terytorium. Dlatego rolą potęgi morskiej jest wspieranie tego celu poprzez przejęcie kontroli nad morzem i odmówienie tej kontroli innym, poprzez utrzymanie wsparcia logistycznego lub ominięcie konwencjonalnej obrony lądowej za pomocą ataku z morza. Istniały wielkie imperia, które nie były dominującymi potęgami morskimi (przychodzi mi na myśl Napoleon), ale te imperia, które dysponowały potęgą morską przetrwały dłużej.
- W książce „Bitwa o Midway” przedstawia pan bitwę o Midway, jako moment przełomowy drugiej wojny światowej na Pacyfiku. Dlaczego?
- Bitwa o Midway była kluczowym punktem zwrotnym w wojnie na Pacyfiku, ponieważ do 4 czerwca 1942 r. (kiedy do niej doszło) Japończycy kontrolowali bieg wydarzeń. Decydowali, gdzie i kiedy zaatakować, a jedyne, co mogli zrobić zachodni alianci, to próbować bronić się najlepiej, jak potrafili. Utrata czterech dużych lotniskowców w Midway oznaczała utratę inicjatywy przez Japończyków i od tego momentu to alianci decydowali, gdzie i kiedy zaatakować, a Japończycy, walczyli w defensywie.
- Czy podobny moment można wskazać w bitwie o Atlantyk?
- Tak myślę. Chociaż losy aliantów w bitwie o Atlantyk zaczęły się poprawiać pod koniec 1942 r., to jednak kilka bitew konwojowych w maju 1943 r. dowiodło, że alianci – konwoje i ich eskorta – przejęli inicjatywę od U-bootów. Od tego momentu Niemcy wiedzieli, że nie mogą wygrać bitwy o Atlantyk, mimo to i tak nadal kontynuowali zatapianie statków, głównie z desperacji.
Tomasz Falba
Cały wywiad można przeczytać w najnowszym, 44. numerze miesięcznika POLSKA NA MORZU dostępnym w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.