Urząd Morski w Gdyni prowadzi intensywne działania w celu rozeznania rzeczywistej sytuacji ekologicznej wraku niemieckiego statku z okresu II Wojny Światowej o nazwie Franken.Okazuje się, że nie taki Franken straszny, jak go malowano.
Powołany w 2018 r. przez Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej zespół zajmuje się gromadzeniem informacji w tym zakresie. Kolejne spotkanie zespołu powinno odbyć się jeszcze w kwietniu b.r. i jego celem będzie ostateczne sformułowaniem rekomendacji do dalszego postępowania z wrakiem i potencjalnym zagrożeniem dla środowiska morskiego. Wszystkie zebrane do tej pory materiały świadczą o dużo mniejszym, niż pierwotnie przypuszczano zagrożeniu dla środowiska morskiego ze strony tego obiektu.
W nawiązaniu do informacji ze strony internetowej Najwyższej Izby Kontroli z dnia 1 kwietnia pt. „Śmierć drzemiąca na dnie Bałtyku”, Urząd Morski w Gdyni informuje, że podana w publikacji treść zawiera nieścisłości. Zapisano w niej, że "W zbiornikach [wraku Franken] może mieć co najmniej 1,5 mln ton mazutu i innych paliw". Informacja ta zawiera oczywisty błąd.
Faktyczna ilość paliwa w chwili rozpoczęcia ataku lotniczego na wcześniej uszkodzony okręt (dnia 2 kwietnia 1945 r.) była zdecydowanie mniejsza od ilości zamieszczanych w mediach. Ilości te są jedynie szacowane na podstawie kolejnych hipotez. Głównie w oparciu o informacje zawarte w przechwyconym meldunku z dnia 29 marca 1945 r. i dokumentacji stoczniowej jednostki, z których wynika, że w zbiornikach mogło znajdować się około 3000 ton paliwa różnego rodzaju.
Nie uwzględnia się w ostatecznym rozrachunku niemieckich działań taktycznych w okresie kolejnych dziesięciu dni, do chwili zatopienia jednostki. W tym okresie paliwo i inne zaopatrzenie było wydawane na inne jednostki niemieckie operujące w rejonie Zatoki Gdańskiej. Ponadto zatopieniu Frankena przez lotnictwo radzieckie (w dniu 8 kwietnia 1945 r.) towarzyszyły dramatyczne okoliczności. Na skutek kolejnych eksplozji radzieckich bomb i amunicji znajdującej się wewnątrz transportowca, doszło do rozerwania i przełamania kadłuba, rozszczelnienia zbiorników i potężnego rozlewu paliwa lekkiego na powierzchni morza.
Rozlew ten, objęty widocznym z obszaru całej Zatoki Gdańskiej pożarem, jak wynika ze zdjęć płonął jeszcze przez ponad dobę (lub dłużej - o czym w tej chwili nie wiemy). W efekcie nie wiadomo ile paliwa uległo rozlaniu i spaleniu już w momencie zatopienia, a ile pozostało i uwalniało się stopniowo do środowiska przez okres powojenny. Ile wreszcie pozostaje do dziś.
Kolejne badania w tym temacie wskazują, że potencjalnie, o ile zbiorniki są w dalszym ciągu szczelne, co budzi poważne wątpliwości ekspertów, maksymalna ilość paliwa wewnątrz lub wokół wraku była szacowana pomiędzy 700 do 1500 ton, z większym prawdopodobieństwem na ilość rzędu kilkuset ton. Z czego, jak wiemy, zdecydowana większość uległa spaleniu podczas zatopienia.
Katastroficzne scenariusze związane z dużym rozlewem na skutek rozpadu skorodowanego wraku Franken nie znajdują potwierdzenia – we wraku nie ma już tzw. paliwa lekkiego, które mogłoby w dużej ilości zostać uwolnione i wypłynąć na powierzchnię morza. Ponadto (nawet przy takim scenariuszu) Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa jest przygotowana organizacyjnie i sprzętowo do poradzenia sobie ze znacznie większym rozlewem (rzędu 10 000 ton) niż potencjalnie mogący wystąpić w przypadku wraku Franken.
Należy także zwrócić uwagę, że paliwo ciężkie rozlane i uwięzione w osadach dennych, nie stanowi istotnego zagrożenia dla środowiska (poza obszarem występowania rozlewu). Badania jakości wody w rejonie rozlewów z czasów II Wojny Światowej nie wykazują zanieczyszczeń w toni wodnej w rejonie zalegania wraków. Substancje ropopochodne związane w dnie, są nierozpuszczalne i pokryte osadami, ulegają powolnemu rozkładowi.
Nie bagatelizując jednak wagi problemu, Urząd Morski w Gdyni od wielu lat prowadzi badania i monitoring miejsc potencjalnych zanieczyszczeń pochodzących z wraków statków pozostawionych na dnie Bałtyku w wyniku działań wojennych. Monitoring ten obejmuje cotygodniowy zwiad lotniczy, analizę zdjęć satelitarnych, w ramach programu Clean Sea Net, a także badania na miejscu w zakresie zmian zachodzących w danym wraku i pojawiania się plam ropopochodnych na powierzchni wody.
Zbierane są także wszelkie przydatne informacje o zagrożeniach od użytkowników morza (rybaków, marynarzy, nurków), o które w dalszym ciągu prosimy, i za które jesteśmy Państwu wdzięczni. Na wypadek sytuacji awaryjnej przygotowane są także procedury i sprzęt do zapobiegania rozprzestrzenianiu się i do usuwania skutków potencjalnych rozlewów.
Rodzi się także oczywiste pytanie, czy tego typu zanieczyszczeń nie można usunąć i zutylizować. Problem w tym wypadku jest bardzo złożony i nie dotyczy tylko pieniędzy na tego typu operację, które jak wiemy są kosztowne. Problemem jest ryzyko uwolnienia toksycznych substancji uwięzionych w osadach dennych. Przy znacznej głębokości zalegania wraku Franken bezpieczeństwo takiej operacji stoi pod dużym znakiem zapytania.
Uprzedzając medialne informacje o potencjalnej katastrofie ekologicznej spowodowanej przez wrak statku Franken, należy więc podkreślić, że nie grozi nam z tego powodu zamknięcie plaż w sezonie letnim. Zapraszamy jednocześnie do odpowiedzialnego korzystania z morza, w poczuciu szacunku dla środowiska naturalnego, oraz do zgłaszania Urzędowi wszelkich potencjalnych nieprawidłowości w tym zakresie.
rel (UMG)
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.