W minionym tygodniu, około 1400 mil morskich na wschód od Christchurch w Nowej Zelandii, za pomocą satelitarnej radiopławy awaryjnej EPIRB, polski żeglarz nadał sygnał ratownikom The New Zealand Defence Force (NZDF).
To 64-letni żeglarz Grzegorz Węgrzyn z Gryfina, który z Polski wypłynął 6 czerwca 2015 roku z planem opłynięcia świata trasą Szczecin-Szczecin w mniej niż 300 dni (bez zawijania do portów). Zanim dotarł jednak do Australii, on i jego ponad 10-metrowy jacht Regina R (nazwany tak po babci) przeżył 16 sztormów i wiele awarii zmuszających go do zawinięcia do pobliskich portów.
Pierwsze kłopoty pojawiły się kilkaset mil na południe od Wysp Zielonego Przylądka. Awaria m.in. nawigacji satelitarnej zmusiły żeglarza do zawrócenia do portu Santiago na Wyspach Zielonego Przylądka, natomiast w kwietniu ubiegłego roku został uszkodzony takielunek, przez co Grzegorz Węgrzyn musiał zawinąć do portu w Simonstown pod Kapsztadem. W morze ponownie wypłynął w maju ub.r. Podróżował przez Ocean Indyjski w kierunku Nowej Zelandii. Brak łączności satelitarnej utrudniał z nim jednak kontakt i dopiero we wrześniu, kiedy wpłynął do australijskiego Fremantle, uzyskano jakiekolwiek informacje.
Największe trudności pojawiły się w ubiegłym tygodniu - awaria steru zmusiła żeglarza do nadania sygnału ratunkowego. Ratownicy przekazali pozycję jachtu załodze statku handlowego Key Opus, który znajdował się w pobliżu. Żeglarz nie chciał początkowo opuścić jachtu - na pomoc wysłano więc samolot z Polakiem na pokładzie, znajomym Grzegorza Węgrzyna, Kaziemierzem Jasicą. To on ostatecznie przekonał żeglarza do ewakuacji.
W niedzielę, 16 kwietnia Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Nowej Zelandii poinformowała, że polski żeglarz jest bezpieczny i znajduje się na pokładzie statku.
Jak dowiadujemy się z portalu społecznościowego Facebook, z profilu "G. Węgrzyn Samotny Rejs Dookoła Ziemi 2015 2016", żeglarz miał być początkowo odholowany do najbliższego portu.
Poniżej krótka relacja Grzegorza Węgrzyna z ostatnich chwil rejsu (pisownia oryginalna):
"Piszę nie wiedząc, czy wiecie co się wydarzyło? Koniec z rejsem,1200 Mm od Nowej Zelandii na Pacyfiku odpadł mi ster, przy bardzo złej pogodzie.
Po trzech dniach pogoda się poprawiła i wówczs zszedłem pod wodę zobaczyć co się stało.Teraz nie będę opisywać szczegółów, ale wówczas zdecydowałem się wezwać pomoc. Przyleciał samolot z Cost Gard, nawiązaliśmy lączność, wyjasniłem jaką mam usterkę. W odpowiedzi dostałem wiadomość, że za dwa dni przypłynie holownik i odholuje mnie do portu. Na drugi dzień przypłynął normalny 200m statek i probując mnie wziąć na hol staranował mnie lamiąc maszt i dziurawiąc burtę. Jacht w tym momencie już był nie do pływania. Jestem w tej chwili na tym statku, który płynie do Chile. S/y Regina R została na oceanie jako pływający obiekt. Ja jestem bez szwanku, oprócz stresu. Z sytuacji awaryjnej stała się tragiczna. Kapitan statku połączył się z ambasadą w NZ i Chile z pytaniem co ze mną. Czekamy na odpowiedź.
Na statku jestem bardzo dobrze traktowany, jest to załoga filipińska, a statek nazywa się Key Opus. Pływa pod panamską banderą. Na razie tyle.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i przepraszam za kłopoty. G"
Polish yachtie rescued by cargo ship [media release]: https://t.co/dPJ8H8wiHl (with thanks to @NZDefenceForce) pic.twitter.com/4epmn7NZ8q
— Maritime New Zealand (@MaritimeNZ) 16 kwietnia 2017
Thank you @MaritimeNZ, @NZAirForce &MV #KeyOpus for an immediate action which resulted in rescue of a Polish sailor in the mid-Pacific today pic.twitter.com/Zex4miFTQb
— POL Embassy in NZ (@PLinNewZealand) 16 kwietnia 2017
AL
Fot.: POL Embassy in NZ / twitter