Historia

Nigdy przedtem, ani nigdy potem brytyjska flota wojenna nie doznała takiej porażki. Po bitwie w Zatoce Chesapeake powstało bowiem państwo, które ostatecznie zajęło miejsce Wielkiej Brytanii na morzach i oceanach świata.

Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej rozpoczęła się w 1775 r. Jej powody i przebieg są powszechnie znane (także poprzez bohaterski udział w niej Polaków tej miary co Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski), nie będziemy się więc nad nimi dłużej zatrzymywać. Dla naszej opowieści ważne jest tylko to, że na wiosnę 1781 r. armia brytyjska, pod dowództwem Charlesa Cornwallisa, okopała się w mieście Yorktown w stanie Wirginia, u ujścia rzeki York do Zatoki Chesapeake. Losy wojny nie były jeszcze wtedy ostatecznie przesądzone. Brytyjczycy zamierzali stawić twardy opór.

W sumie 7,5 tys. brytyjskich żołnierzy oczekiwało na odsiecz, która miała nadejść od strony morza. Aby do tego nie doszło flota francuska, wspierająca Amerykanów, rozpoczęła blokadę Yorktown od strony morza. Od strony lądu w kierunku miasta pomaszerowała natomiast armia George Washingtona składająca się z 3 tys. Amerykanów i 4 tys. Francuzów. Pod koniec sierpnia 1781 r. Yorktown zostało wzięte w kleszcze.

US Navy rusza do walki

Kiedy doszło do buntu w koloniach północnoamerykańskich - choć wojna miała charakter lądowy - kluczową rolę musiała w niej odegrać flota wojenna. Decydowała o tym geografia. Bez statków i okrętów Brytyjczycy nie byliby w stanie zapewnić sobie wsparcia z Wysp, a także próbować „zdusić” kolonistów, blokując pomoc dla nich.

Amerykanie zdawali sobie z tego sprawę równie dobrze co Anglicy. Dlatego od samego początku próbowali zbudować własną flotę wojenną. Baza do tego istniała. Mieli własną flotę handlową, która mogła stać się rezerwuarem kadr, a statki handlowe można było stosunkowo łatwo przemienić w okręty kaperskie.

Nie wolno także zapominać, że w Ameryce Północnej znajdowały się nowoczesne i liczne stocznie, które miały doświadczenie w budowie również jednostek wojennych. Oblicza się, że to właśnie stamtąd pochodziło 10 proc. okrętów Royal Navy. Nie ma się zatem co dziwić, że już na samym początku wojny sformowano pierwszą eskadrę amerykańskiej marynarki wojennej, składającej się z siedmiu niewielkich jednostek. Została ona ochrzczona nazwą „flota Washingtona”. W ciągu dwóch lat udało jej się zdobyć 35 brytyjskich statków transportowych. Równocześnie do organizacji regularnych morskich sił zbrojnych przystąpił Kongres, powołując do życia Flotę Kontynentalną. Działając na zasadach kaperskich dokonała ona kilku spektakularnych akcji, zapędzając się aż do wybrzeży europejskich. W sumie do 1778 r. jej okrętom udało się przejąć 560 angielskich statków.

Nie przerwało to oczywiście brytyjskich linii zaopatrującym ich oddziały walczące w Ameryce, ale niewątpliwie nieco utrudniło życie, wpływając choćby na ich morale, jak wtedy kiedy, Amerykanie przejęli transport z żołdem dla brytyjskich żołnierzy.

„Turtle” chowa się pod wodę

Próbując zniwelować dysproporcję sił, Flota Kontynentalna nadrabiała pomysłowością. To właśnie podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, po raz pierwszy w historii zbudowano i użyto w walce coś, co od biedy nazwać możemy okrętem podwodnym.

Wehikuł ten - bo inaczej nie można go określić - daleki był od współczesnych konstrukcji. Jego pomysłodawcą i konstruktorem był utalentowany wynalazca David Bushnell. Jego podwodny pojazd był w istocie beczką z drewna, w której mógł się schować jeden człowiek. Jego zadaniem było napędzanie „Turtla” (czyli „żółwia” po polsku) i sterowanie nim tak, aby niepostrzeżenie dostać się w pobliże wrogiego okrętu. Wtedy wiertłem powinien wywiercić dziurę w kadłubie jednostki i umieścić w niej ładunek wybuchowy z mechanizmem zegarowym, również pomysłu Bushnella.

Aż trudno uwierzyć, że to prymitywne urządzenie w ogóle mogło pływać. Jego największym mankamentem był czas przebywania pod wodą, który określono na zaledwie pół godziny, bo na tyle było powietrza wewnątrz. Pływanie „Turtlem” wymagało nie lada odwagi, bo po prostu groziło utratą życia.

Śmiałkiem, który miał wypróbować jednostkę w rzeczywistych warunkach był - co warto odnotować - sierżant Ezra Lee. W nocy z 6 na 7 września 1776 r. podpłynął on niepostrzeżenie pod burtę brytyjskiego, 64-działowego okrętu liniowego „Eagle”, zakotwiczonego w Nowym Jorku. Nie udało mu się jednak wywiercić otworu, w obitym blachą, dnie okrętu i próba spaliła na panewce. Kolejne także się nie udały.

Pomysł w końcu zarzucono. Jednak myśl o możliwości dokonania ataku spod wody, już zakiełkowała w ludzkich umysłach. Pomimo niepowodzenia, „Turtle” udowodnił bowiem, że jest w ogóle możliwy.

Francuzi przejmują inicjatywę

Jak się oblicza, podczas całej wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, przez Flotę Kontynentalną przewinęło się ok. 50 krętów, z których największe były klasy ówczesnych fregat. W jednym momencie, w linii pozostawało ok. 20 jednostek.

Amerykanie nie daliby Brytyjczykom rady na wodzie z tak szczupłymi siłami. Powiedzieć, że Royal Navy dysponowała miażdżącą przewagą, to w tym przypadku nic nie powiedzieć. Wystarczy przypomnieć, że samych okrętów liniowych miała wtedy Wielka Brytania 77. Sytuacja zmieniła się 6 lutego 1778 roku, kiedy to pomiędzy USA a Francją zawarty został sojusz. W tym momencie ciężar walk przejęła na siebie flota francuska, która dysponowała 68 liniowcami, czyli o zaledwie 9 mniej niż Brytyjczycy. Siły były więc wyrównane, co zmieniało zasadniczo zmagania na morzu.

Wejście Francji (a potem również Hiszpanii) do konfliktu oznaczało jego rozlanie się daleko poza wody północnoamerykańskie. Walczono m.in. na Karaibach i morzach europejskich. 27 lipca 1778 r., w Zatoce Biskajskiej doszło do pierwszej poważnej konfrontacji pomiędzy flotą angielską i francuską, która przeszła do historii, jako pierwsza bitwa pod Ushant.

Brytyjczycy zamierzali zablokować Francuzów w Breście. Siły były wyrównane. Po obu stronach stanęło do walki po 30 okrętów liniowych. Bitwa zakończyła się remisem, ale była również znakiem ostrzegawczym dla Royal Navy. Pokazała bowiem Brytyjczykom, że Francuzów trzeba traktować poważnie. Francuska, właśnie co zreformowana flota, okazała się nie gorsza od brytyjskiej, a w niektórych aspektach, jak choćby jakość okrętów, nawet lepsza. Wrażenie to trochę osłabło w 1779 r. kiedy to połączone siły francusko-hiszpańskie spróbowały inwazji na Wielką Brytanię i poniosły klęskę.

Działania podejmowane przez Francuzów na wodach europejskich i Karaibach miały tę zaletę, że rozpraszały i osłabiały siły brytyjskie. Były więc korzystne dla walczących z nimi Amerykanów. Decydująca o losach wojny o niepodległość USA bitwa morska miała się jednak rozegrać na wodach północnoamerykańskich, w Zatoce Chesapeake.

Bitwa straconych szans

Flota francuska dotarła pod Yorktown 29 sierpnia 1781 r. Dowodził nią Francois de Grasse, który miał do dyspozycji 28 okrętów liniowych. Zakotwiczyły one w Zatoce Chesapeake, trzy jednostki popłynęły w jej głąb. Francuzi rozpoczęli wyładunek żołnierzy i dział, które miały wesprzeć oblężenie Yorktown.

Kiedy 5 września przypłynęła flota brytyjska, w sile 19 liniowców pod dowództwem Thomasa Gravesa, Francuzi nie byli przygotowani do bitwy. Gdyby brytyjski dowódca z marszu uderzył na francuskie okręty byłoby po wszystkim i losy wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Graves jednak nie wykorzystał sytuacji. Być może był zbyt ostrożny, być może padł ofiarą zbyt sztywnie zastosowanej taktyki, która w tamtych czasach nakazywała przed bitwą uformowanie najpierw szyku liniowego dla jak najdogodniejszego oddania salwy burtowej? Istnieje też możliwość, że był tak samo zaskoczony obecnością Francuzów, jak Francuzi jego.

Obie foty dostrzegły się ok. godz. 10. Brytyjczykom sprzyjał wiatr wiejący z północnego-wschodu. Trzeba jednak przyznać, że Francuzi sprawnie wyszli w morze. Na nieszczęście Gravesa, który znowu popełnił błąd nie atakując ich w trakcie tego manewru.

Ponieważ floty płynęły w przeciwnych kierunkach - Francuzi z Zatoki Chesapeake, a Brytyjczycy do niej - dlatego ci ostatni wykonali zwrot o 180 stopni i ok. godz. 13 obie eskadry stanęły naprzeciw siebie, obierając kurs na wschód.

Ok. godz. 16 rozpoczęła się wymiana ognia. W walce udział wzięły głównie okręty z czoła obu kolumn. Wymiana ciosów trwała do zapadnięcia zmierzchu, tj. do ok. godz. 18.30. Chociaż jeszcze przez kolejne trzy dni wrogie floty macały się wzajemnie, to jednak do ponownego starcia już nie doszło i w końcu Brytyjczycy odpłynęli do Nowego Jorku.

Kapitulacja Yorktown

Opisana przez nas bitwa nie należała ani do specjalnie spektakularnych, ani do specjalnie krwawych. W starciu uszkodzonych zostało 5 okrętów brytyjskich, a jeden samozatopiony. Francuzi mieli 2 jednostki uszkodzone. Anglików zginęło 90., a Francuzów 220. Straty były więc wyrównane.

Przystępując do starcia, Brytyjczycy mieli mniej okrętów i dział. Ich jednostki były w gorszym stanie technicznym niż francuskie, ale mieli przewagę zaskoczenia i wiatru. Nie potrafili jednak z tego skorzystać. Francuzi wykazali się za to refleksem i opanowaniem, jednak nie umieli wykorzystać przewagi liczebnej. W efekcie batalia pozostała nierozstrzygnięta. Żadna ze stron nie mogła powiedzieć, że odniosła taktyczny sukces. Jednak strategicznie góra byli Francuzi i ostatecznie to ich uznać można za zwycięzców starcia. Brytyjczykom nie udało się bowiem wesprzeć Yorktown. W tej sytuacji jego los był przesądzony.

Yorktown skapitulowało 19 października. Był to przełomowy moment w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. W jego efekcie, Wielka Brytania musiała uznać niezależność swoich byłych już kolonii w Ameryce Północnej.

I na tym właśnie polega znaczenie bitwy w Zatoce Chesapeake. Ta, nieoczywista na pierwszy rzut oka, porażka w starciu z Francuzami u wybrzeży Wirginii była największą klęską Royal Navy w całej jej historii. W jej efekcie powstało bowiem państwo, które ostatecznie pozbawiło Wielkiej Brytanii panowania na morzach i oceanach świata. Dzisiaj zajmuje to miejsce US Navy, a nie Royal Navy. Oczywiście nie był to proces prosty i krótkotrwały.

Brytyjczycy dominowali na światowych wodach jeszcze przez ponad 100 lat, a po drodze był Trafalgar, w którym pokazali Francuzom, gdzie jest ich miejsce. Jednak nie zmienia to faktu, że to właśnie na wodach Zatoki Chesapeake rozpoczął się marsz USA ku morskiej potędze.

Tomasz Falba

Artykuł pochodzi z 30. numeru miesięcznika POLSKA NA MORZU. Magazyn jest dostępny w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0845 4.1671
EUR 4.2992 4.386
CHF 4.6143 4.7075
GBP 5.1641 5.2685

Newsletter