Powszechnie miny morskie nazywają orężem ubogich, bo są rzeczywiście tanie. I jednocześnie niezwykle skuteczne. Natomiast obrona przeciwminowa przeciwnie - jest czasochłonna, trudna i niezmiernie droga. To powoduje, że wiele marynarek zaczyna wracać do starej i groźnej wojny minowej.
Początki min
Ich historia zaczęła się w czasie wojen na kontynencie amerykańskim. Wykorzystywane w niej miny były prymitywne i często zawodne - były po prostu beczułkami wypełnionymi materiałem wybuchowym, zakotwiczonymi w wodzie i odpalanymi ręcznie.
Prawdziwy rozwój tej broni nastąpił dopiero na początku XX wieku, a ściślej, w trakcie wojny rosyjsko - japońskiej. Obie strony konfliktu stawiały ogromne liczby min. Były to miny kontaktowe, kotwiczne, których eksplozję wywoływało bezpośrednie uderzenie przez kadłub statku.
Zapalniki używane w tego typu minach miały bardzo prostą konstrukcję i były stosunkowo niezawodne. Ampułka szklana, wypełniona elektrolitem, osadzona była na kadłubie miny w ołowianym, uformowanym w kształt charakterystycznego „rogu” pojemniku. Uderzenie statku zginało ów pojemnik, który odkształcając się tłukł sobą ampułkę, a rozlany elektrolit zalewał suche elektrody i powodował przepływ przez drut żarowy prądu elektrycznego.
Wywołany prąd inicjował wybuch miny. I to wszystko.
Od razu też mina morska stała się uzbrojeniem zarówno defensywnym jak i ofensywnym. Działanie defensywne polegało na zamknięciu podejść i wejść do portów własnych. W takim wypadku, oczywiście zagrody stawiano tak, by pozostawić w nich tajne przejścia dla własnych sił. Ten drugi system działania stał się metodą walki, który pozwalał na skuteczną blokadę nieprzyjacielskich portów, podejść do nich i cieśnin.
Po wojnie rosyjsko-japońskiej, kiedy to obie strony używały w działaniach morskich ogromnej liczby min morskich z prawdziwie morderczym skutkiem, kolejnym przełomem była pierwsza wojna światowa. Przypomnijmy, że Morze Północne, jedna z aren walki między flotami - stronami konfliktu, miało być zamknięte tzw. zagrodą minową.
Przedsięwzięcie było niesłychanie ambitne. Stawianie zagrody - zaplanowane wspólnie przez Amerykanów i Brytyjczyków - zajęło kilkunastu okrętom pięć miesięcy, a ostatnie miny postawiono pod koniec października 1918 r., a więc tuż przed zakończeniem działań wojennych. Zagroda miała 370 km długości i od 24 do 56 km szerokości. Na trzech polach znalazło się w sumie niemal 72 tys. min morskich. Zostały ułożone w 18 rzędach na głębokości od 24 do 73 m. Było to największe jak dotąd przedsięwzięcie tego rodzaju w historii (szczegółowo opisaliśmy je w wydaniu nr 21 naszego miesięcznika, w maju 2020 r.).
Wojna minowa dojrzała w pełni i osiągnęła swój szczyt w czasie II wojny światowej. Sama Royal Navy postawiła w trakcie jej trwania aż 80 000 min morskich, na których poderwało się 1917 jednostek niemieckich i ich sprzymierzeńców. Poprawiała się jakość i przez to skuteczność tej broni. Statystycznie jedna mina na 40 postawionych była śmiertelna, przy czym w operacji stawiania zagród i linii minowych brały udział nie tylko okręty typowo minowe ale i jednostki innych klas, a także lotnictwo.
Warto też zwrócić uwagę na aspekt psychologiczny związany ze stawianiem pól minowych. Otóż już samo podejrzenie wywołane obserwacją lub śledzeniem ruchu jednostek przeciwnika prowadzi do zamknięcia szlaków żeglugowych lub torów podejściowych do portów i stanowi pretekst do uruchomienia sił przeciwminowych, a co się z tym wiąże, ponoszenia bardzo wysokich kosztów tego typu operacji.
W 1974 roku, po wojnie Jom Kipur (trwająca od 6 do 26 października wojna Izraela z koalicją Egiptu i Syrii, znana także jako wojna październikowa) zaszło podejrzenie, że Kanał Sueski został zablokowany zagrodą minową i wrakami zatopionych statków. Kanał natychmiast zamknięto, co radykalnie wydłużyło i zwiększyło koszty transportu morskiego. Pod wpływem międzynarodowej presji, połączone siły amerykańsko – angielsko – radzieckie przeprowadziły bardzo kosztowną operację sprawdzenia kanału i likwidacji potencjalnych zagrożeń.
Okazało się, że Kanał był od początku czysty, a jedynymi materiałami wybuchowymi znalezionymi na jego dnie były śladowe i zupełnie niegroźne niewypały moździerzowe. Zawsze jednak, nawet najmniejsze podejrzenia muszą być zbadane.
(...)
Marek Krzyształowicz
Cały artykuł można przeczytać w 55. numerze miesięcznika POLSKA NA MORZU dostępnym w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.