Administracja prezydenta USA Joe Bidena nie wpadnie w pułapkę Rosji i przyszłotygodniowe rozmowy nie będą nową Jałtą - mówi PAP były ambasador USA na Ukrainie Steven Pifer. Według byłego ambasadora USA przy NATO Ivo Daaldera pole do porozumienia jest niewielkie, ale może nim być kwestia kontroli zbrojeń i stworzenia "gorącej linii" między NATO i Rosją.
Zdaniem byłych dyplomatów seria zaplanowanych na najbliższe dni rozmów z Rosją - poniedziałkowego spotkania USA-Rosja w Genewie, środowego posiedzenia Rady NATO-Rosja i czwartkowego spotkania Rady Stałej OBWE - nie przyniesie konkretnych rezultatów, a co najwyżej postanowienie o dalszym dialogu na każdym z tych forów.
Zdaniem Pifera, eksperta Brookings Institution i byłego ambasadora USA na Ukrainie (1998-2000), zamierzeniem Rosji jest wciągnięcie Stanów Zjednoczonych w dialog mocarstw, które - podobnie jak w Jałcie - miałyby ustalić nowy porządek w Europie.
"Moskwa chciała, by doszło tylko do jednego spotkania, na którym Rosjanie z Amerykanami zdecydowaliby o wszystkim, a potem przedstawili te ustalenia reszcie jako fakty dokonane. Z moich rozmów z przedstawicielami administracji (USA) bardzo jasno wynika, że są tego świadomi i nie dadzą się wciągnąć w tę rosyjską pułapkę" - mówi były dyplomata. Zauważa, że w ostatnim czasie przedstawiciele Białego Domu wielokrotnie podkreślali, że będą działać w oparciu o zasadę "nic o was bez was", co odzwierciedla zarówno lekcje, jakie wyciągnęli z początkowych błędów, jak i rzeczywiste przywiązanie do multilateralizmu.
Według Pifera największą zagadką są rosyjskie intencje stojące za opublikowaniem projektu dwóch traktatów - jednego z USA, drugiego z NATO - którego zapisy są w większości nie do przyjęcia dla Zachodu.
"Rosjanie wiedzą, że propozycje takie jak wycofanie wojsk NATO ze wschodniej flanki i zakończenie polityki otwartych drzwi Sojuszu są nierealistyczne. Czy zostały zaproponowane tylko po to, by zostały odrzucone i służyły za pretekst do agresji? Czy jest to po prostu bardzo wysoka pozycja startowa w negocjacjach?" - zastanawia się Pifer. Jak ocenia, koszty inwazji na Ukrainę byłyby dla Rosji zbyt wysokie, ale prezydent Rosji Władimir "Putin nie zawsze działa zgodnie z taką samą logiką, co my".
Zdaniem byłego dyplomaty Kreml być może liczy na to, że Zachód, a zwłaszcza Europa, nie zrealizują w pełni swojej groźby nałożenia na Moskwę ciężkich sankcji, obawiając się konsekwencji takiego ruchu w obliczu uzależnienia od rosyjskich surowców w środku zimy.
"Myślę, że administracji trudno będzie dojść do porozumienia z Unią Europejską co do pełnej listy sankcji, dopóki nie zobaczą, co dokładnie zrobią Rosjanie. Można też założyć, że Europa będzie tu bardziej powściągliwa niż Stany Zjednoczone" - dodał.
Według Ivo Daaldera, byłego przedstawiciela USA przy NATO i szefa think tanku Chicago Council of Global Affairs, Unia Europejska złożyła zbyt wiele deklaracji o dotkliwych sankcjach dla Rosji w przypadku inwazji, by móc łatwo się z nich wycofać.
Jak mówi PAP ekspert, z sygnałów wysyłanych przed rozmowami wynika, że mogą się one zakończyć na wzajemnej wymianie oskarżeń i pretensji. Ocenia, że jeśli tak się stanie, Kreml może szybko rozpocząć działania wojenne.
"Oczywiście musimy jasno wyłożyć swoje pretensje, powiedzieć, że to Rosja musi wykonać krok w kierunku deeskalacji. Ale myślę, że błędem jest, że nie przystępujemy do tych rozmów z konkretnymi propozycjami. Bo jak na razie Zachód reaguje tylko na działania Rosji, podczas gdy powinniśmy przejąć inicjatywę. Nawet jeśli mają odpowiedzieć +nie+, to lepiej jest, jeśli to oni odmówią, a nie my" - wyjaśnia Daalder.
Jego zdaniem USA mogłyby zaproponować np. kompleksowy dialog na temat bezpieczeństwa w Europie, obejmujący zarówno poziom liczebności wojsk czy rakiet w Europie po obu stronach, ale też kwestie ćwiczeń i notyfikacji - na kształt Traktatu o siłach konwencjonalnych w Europie (CFE), z którego Rosja wyszła w 2007 r. Oznaczałoby to potencjalnie m.in. wycofanie rosyjskich wojsk za Ural.
Biały Dom sygnalizował, że sprawa liczebności wojsk nie będzie poruszana podczas rozmów dwustronnych z Rosją, ale nie wykluczył kategorycznie dyskusji w "szerszym kontekście", np. na forum NATO-Rosja.
Według Daaldera pole do dokonania postępów w rozmowach jest niewielkie, choć są pewne kwestie, w których obie strony mogą się porozumieć. Wskazuje na sprawę ograniczenia ćwiczeń wojskowych w regionach przygranicznych, stworzenia "gorącej linii" między NATO i Rosją oraz powrotu do układów o kontroli zbrojeń, takich jak traktat INF (o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu). Zaznacza jednak, że nawet w tych kwestiach dojście do zgody może być bardzo trudne.
Ekspert uważa, że nawet gdyby miało dojść do porozumienia w tych kwestiach, to może to nie wystarczyć, by zadowolić Rosję i odciągnąć ją od zamiaru agresji przeciwko Ukrainie.
"Z pewnością Rosjanie chcą wielu innych rzeczy. Chcą kontrolować swoich sąsiadów. Ale jeśli będą kontrolować Ukrainę, potem będą chcieć kontrolować Polskę, a potem Niemcy itd. Myślę, że wszyscy w Waszyngtonie to rozumieją" - dodał Daalder.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński