Inne

Medyk na statku do dyspozycji załogi? To już przeszłość. Dziś lekarzy okrętowych zastępują odpowiednio przeszkoleni oficerowie, korzystający z pomocy medical radio. Nielicznych doktorów można spotkać jedynie na statkach z załogą liczącą 100 lub więcej pracowników, wypływających na rejs międzynarodowy. Ze względu na znaczne ograniczenie liczebności załóg, tak naprawdę lekarzy zatrudniają głównie armatorzy statków pasażerskich.

Zupełnie inaczej wyglądało to przed 2000 rokiem. Zgodnie z instrukcją ministrów zdrowia i opieki społecznej oraz żeglugi z 1973 roku, załogi polskich statków handlowych, pływających w rejsach do stref: południowo-amerykańskiej, zachodnio-afrykańskiej i azjatycko-australijskiej, statków szkolnych i naukowo-badawczych w rejsach trwających ponad 90 dni oraz statków - baz rybackich mogły liczyć, w razie zachorowania, na pomoc lekarza okrętowego. Wybierano do tej pracy głównie "zabiegowców" z doświadczeniem pracy w szpitalu. Dodatkowym bonusem była znajomość języków obcych (głównie angielskiego) oraz ukończone kursy leczenia chorób tropikalnych.

Dr Andrzej Kolejewski - chirurg, społecznik, ekspert chorób tropikalnych, wieloletni dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdyni, pierwszy raz trafił na statek Polskich Linii Oceanicznych jako lekarz okrętowy na początku lat 70. XX wieku. Od tego czasu kilkakrotnie odwiedzał najdalsze regiony świata. Poznał wielu ciekawych ludzi, przeżył sporo przygód, nie raz uratował ludzkie życie. Jego wspomnienia warte są książki.

Zebraliśmy kilkanaście opowieści doktora o czasach, gdy podróże trwały ponad pół roku, statki cumowały tygodniami w egzotycznych portach, a wyprawa w morze stawała się przygodą. Pierwszą część wspomnień doktora opublikowaliśmy w poprzednim numerze naszego miesięcznika. Dziś czas na kolejne opowieści. I choć doktor uznał, że nawet po kilkudziesięciu latach nie będziemy podawać nazw statków i nazwisk części członków załóg, niektórzy marynarze rozpoznają w tych historiach własne doświadczenia...

Śmierć na statku

Do tragedii doszło na Madagaskarze, w porcie Toamasina. Pierwszy mechanik, chłop 1,9 metra wzrostu, o wadze sięgającej 130 kilogramów, został znaleziony martwy w kabinie.

Chłopcy z maszyny zameldowali mi, że chief od dłuższego czasu nie pokazuje się w pracy. Zdecydowaliśmy o wyłamaniu drzwi kabiny. Zastaliśmy straszny widok - w rogu kabiny twarzą w puszkach z farbami, leżał na podłodze mechanik. Z przodu głowy miał zakrwawioną ranę tłuczoną. Co się mogło stać? Wszyscy wiedzieli, że był człowiekiem spokojnym, lecz zmagającym się z problemem alkoholowym. Kiedy widziano go w lepszym stanie ludzie mówili, że „odpoczywa” od picia. Uznaliśmy, że w chwili wypadku prawdopodobnie stracił równowagę.

Dorota Abramowicz

Cały artykuł w najnowszym, 34. numerze miesięcznika POLSKA NA MORZU dostępnym w punktach Empik i Salonikach Prasowych w centrach handlowych i na dworcach. Miesięcznik można również czytać i prenumerować w wersji cyfrowej na urządzeniach mobilnych, działających pod systemami Android oraz OS. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0845 4.1671
EUR 4.2992 4.386
CHF 4.6143 4.7075
GBP 5.1641 5.2685

Newsletter