Kobiety z Onkorejsu znowu ruszają w morze. To ich druga próba po pierwszym nieudanym rejsie. Wtedy jacht zaczął tonąć i musiały zawrócić. Czternaście pań, które chorowały na raka wypłynie tym razem z Kołobrzegu. Dołączyły do nich dwie panie oficer z załogi technicznej. Start już w sobotę wieczorem.
Dzielne żeglarki tym razem płyną dwoma jachtami: Cobrą i Bavarią. - Widziałyśmy je tylko w internecie i trochę się boimy, bo łódki są mniejsze i mają większe przechyły. Na pewno będzie ciekawie, biorąc pod uwagę to, że większość z nas ma chorobę morską, opowiadała z uśmiechem pomysłodawczyni i uczestniczka Onkorejsu Magdalena Lesiewicz.
Panie podkreślają, że po pierwszym rejsie wiedzą już, czego się spodziewać. - Inaczej się przygotowujemy. Wiemy, że możemy chorować. Bierzemy też inne jedzenie. Pierwszy raz ustaliłyśmy zdrowe menu, w którym było na przykład leczo warzywne. Teraz zabieramy kaszki, ryże i puszki. Jedna z uczestniczek Onkorejsu - pani Agnieszka - mówiła, że to jest tak, jak z bieganiem. - Człowiek biegnie zmęczony i pyta siebie "na co mi to było?". Ale kiedy przekracza metę, to chce startować znowu. To są niesamowite odczucia.
Kobiety płyną do Visby w Szwecji. Rejs potrwa siedem dni. Uczestniczki Onkorejsu chcą dać siłę osobom, które są w trakcie leczenia oraz namawiać do badań profilaktycznych. Do udziału w kolejnych rejsach zgłosiło się ponad 30 kobiet. Wspierają je setki innych. Za pierwszym razem panie nie dopłynęły do Szwecji. Musiały wrócić do Polski po dobie, bo ich jacht rozszczelnił się i zaczął nabierać wody.
Czytaj też: Akcja na Bałtyku: jacht Zjawa IV z 12 osobami na pokładzie zaczął nabierać wody
Radio Gdańsk