Pod murami zamku Sohail, garstka Polaków i Francuzów starła się z brytyjsko-hiszpańskim desantem z morza. Pomimo druzgocącej przewagi tych drugich, zwycięstwo odnieśli ci pierwsi. I to jakie!
Już podczas konfederacji barskiej (1768-1772) polscy powstańcy liczyli na francuską pomoc w walce z Rosją. To samo powtórzyło się podczas powstania kościuszkowskiego (1794). Było więc czymś zupełnie naturalnym, że po trzecim rozbiorze (1795), kiedy Polska zniknęła z mapy Europy, Francuzi stali się naszym głównym sprzymierzeńcem w walce o odzyskanie państwa. Szczególnie kiedy na scenie pojawił się Napoleon Bonaparte.
Polacy wiązali z nim wielkie nadzieje. Liczyli na to, że dzięki jego pomocy uda się odzyskać niepodległość. I chociaż tylko częściowo spełnił on pokładane w nim nadzieje tworząc Księstwo Warszawskie (1807), to jednak był wówczas jedynym europejskim przywódcą, który – jak się zdawało - myślał o „sprawie polskiej”.
Co prawda, posługiwał się nią bardzo instrumentalnie. Powołane do życia z inicjatywy gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, w 1797 r. Legiony Polskie we Włoszech, nie poszły do kraju bić się z zaborcami. W pierwszej kolejności skierowane zostały do tłumienia antyfrancuskich wystąpień i powstań, do których dochodziło w podbitych przez Francuzów krajach. Polacy walczyli we Włoszech, na San Domingo i w Hiszpanii.
Kampania w tym ostatnim kraju trwała kilka lat (1808-1814) i miała szczególnie krwawy przebieg. Polacy musieli zmagać się nie tylko z hiszpańskimi powstańcami, ale również z wspierającymi ich Brytyjczykami.
To właśnie w trakcie tej wojny doszło do jednego z najbardziej chwalebnych epizodów w dziejach polskiego oręża. Pod Fuengirolą Polacy, broniąc się przeciw przeważającym siłom brytyjsko-hiszpańskim, wykazali się niebywałym męstwem.
Lont w ręku nieprzyjaciela
Fuengirola to dzisiaj niewielkie miasteczko położone nad brzegiem Morza Śródziemnego, niecałe 30 kilometrów na południowy-zachód od Malagi. Stanowi część Costa del Sol, hiszpańskiej mekki plażowiczów, ale także ważny punkt na mapie letniego wypoczynku Europejczyków.
Historia miasta sięga czasów rzymskich. Na południe od niego, na niewielkim wzgórzu, nad rzeką Fuengirolą, wznosi się zamek Sohail, wybudowany w X wieku przez Maurów, obecnie miejsce koncertów i spotkań kulturalnych.
Nieprzypadkowo właśnie tam zlokalizowano twierdzę. Dogodnie położona miała chronić region przed inwazją od strony morza i Malagę przed atakiem od południa.
W 1810 roku zamek został obsadzony przez kompanię 150 grenadierów polskiego 4. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego (wchodzącego w skład Dywizji Polskiej), pod dowództwem kpt. Franciszka Młokosiewicza. Załogę uzupełniało 11 francuskich dragonów i hiszpańska obsługa czterech starych dział. Nieduże oddziały Polaków z tego samego pułku rozlokowane były również w sąsiednich miejscowościach: 60 ludzi pod dowództwem por. Eustachego Chełmickiego w Mijas, i 200 piechurów oraz 80 francuskich dragonów, pod kpt. Ignacym Broniszem w Alhaurin el Grande.
Choć Polacy traktowali pobyt w okolicach Malagi niemal jak wypoczynek, to służba tam nie była łatwa. Jeden z uczestników kampanii hiszpańskiej - Henryk Brandt - tak o niej opowiada: „Czasem nieszczęśliwy oficer skazany był na przepędzenie tygodni, a nawet miesięcy, z oddziałem 30-50 ludzi w odosobnionym domu, zamienionym na redutę. Odcięty od reszty świata, nie mógł liczyć na nikogo oprócz siebie. W kraju, gdzie każdy człowiek, którego się spotykało, lub który nas widział nie będąc widzianym, był wrogiem lub szpiegiem; gdzie trzeba było rozciągać nadzór nad każdym zakrętem drogi, nad każdym pagórkiem, nad każdym rozdołem, nad kaplicami i nad pustelniami tak licznemi w hiszpańskich górach, nad miejscami przeznaczonemi dawniej na modlitwę a dziś na zasadzki; gdzie dym karabinowych strzałów zastępował dymy kadzielnic, trzeba było dostarczać eskorty kuryerom, robić bezustannie niebezpieczne wycieczki dla zdobycia żywności, a nawet wody możliwej do picia. Położenie tych komendantów placówek porozstawianych po górach podobne było do położenia człowieka siedzącego na baryłce prochu jak na minie od której lont był w ręku nieprzyjaciela. Jeżeli nie wyleciał w powietrze, nie poczytywano mu tego za zasługę; jeżeli wyleciał - przypisywano mu zawsze winę".
Brytyjczycy wychodzą w morze
Tymczasem Anglicy postanowili odciążyć oblegany przez Francuzów Kadyks, który stał się symbolem hiszpańskiego oporu. Pod koniec lata 1810 r. opracowali plan zajęcia Malagi. Zakładał on wywabienie Francuzów z miasta, poprzez pozorowany atak na jeden z mniejszych garnizonów w jego okolicy. Wybór padł na zamek Sohail. Brytyjczycy liczyli, że kiedy do twierdzy dotrze wsparcie z Malagi oni sami ruszą okrętami na osłabione miasto i, zanim Francuzi zdołają do niego powrócić, zdążą je zająć.
Do realizacji projektu, z brytyjskiego garnizonu na Gibraltarze, wydzielone zostały cztery kompanie piechoty (10 oficerów i 343 szeregowych), oddział cudzoziemskich dezerterów z armii francuskiej (17 oficerów i 492 szeregowych), oddział artylerii (3 oficerów i 66 szeregowych), a także 60 żołnierzy do obsługi kanonierek. Do tego doszło 20 hiszpańskich oficerów i 630 szeregowych z Ceuty. W sumie ekspedycja składała się z 1641 żołnierzy, wzmocnionych potem o kolejny brytyjski batalion złożony z 932 ludzi. Siłami tymi dowodził lord generał-major Andrew Thomas Blayney.
Anglicy dysponowali więc sporymi – jak na warunki tamtego teatru wojny – siłami.
Plan nie wydawał się ryzykowny zważywszy, że Anglicy oceniali siły francuskie w Maladze na zaledwie 900 żołnierzy. Cudzoziemców zaś w tym Polaków, walczących po francuskiej stronie, w ogóle się nie obawiali, bo uznawali ich za wojsko o mniejszej wartości.
W skład eskadry, która miała dostarczyć siły lądowe na miejsce desantu weszły: okręt liniowy Rodney (dwa pokłady, 74 działa, 650 osób załogi), fregaty: Topaz (38 dział) i Circe (32 działa, 250 ludzi w załodze), slup Sparrowhawk (18 dział), 3 brygi, 5 kanonierek, kilka statków transportowych i jeden hiszpański okręt (być może także liniowy). Siłami morskimi dowodził kpt. Henry Hope.
11 października 1810 r. ekspedycja wyruszyła z Gibraltaru, zawinęła do Ceuty gdzie załadowano (nie bez problemów) hiszpańskie posiłki. Choć w międzyczasie gen. Blayney otrzymał list od gubernatora Gibraltaru, namawiający go do bezpośredniego ataku na Malagę, nie zdecydował się na to. Zmodyfikował jednak pierwotny plan w taki sposób, że postanowił uderzyć na zamek Sohail naprawdę, a nie tylko pozorując taki manewr. Uznał, że zdobycie twierdzy da mu panowanie nad całym hiszpańskim wybrzeżem, od Gibraltaru po Malagę, i pozwoli mu już tam przypieczętować los tej ostatniej.
Pod osłoną deszczu
W niedzielę 14 października 1810 r., ok. godz. 9, z porannej mgły w płytkiej zatoce u podnóża zamku Sohail, wyłoniły się brytyjskie i hiszpańskie okręty. Lądowanie odbyło się bez większych przeszkód i ok. godz. 14 Anglicy dotarli pod zamek. Polacy zignorowali wezwanie do poddania się. Ich opór musiał więc zostać złamany siłą, w pierwszym rzędzie artylerią, którą dysponowały brytyjskie okręty. Polacy mieli na zamku – jak już wspomnieliśmy – tylko cztery stare działa, ale były one obsługiwane przez Hiszpanów na służbie francuskiej, którzy porzucili je, kiedy tylko zobaczyli Anglików. Na szczęście Młokosiewicz znalazł wśród swoich ludzi żołnierzy z doświadczeniem artyleryjskim i odpowiedział ogniem, od razu osiągając sukces zatapiając jedną z kanonierek i zmuszając resztę eskadry do odejścia w morze na bezpieczną odległość.
Zaraz po dotarciu pod mury zamku bronionego przez Polaków, Anglicy ruszyli do szturmu. Padły pierwsze ofiary, większe oczywiście po stronie atakującej. Ranny został sam Młokosiewicz, ale ataki wroga zostały odparte. Wieczorem walka została przerwana.
Pod osłoną nocy i ulewnego deszczu, do Fuengiroli dotarły z Mijas posiłki pod dowództwem Chełmickiego. Udało mu się niezauważonym przejść pomiędzy Anglikami i wejść do zamku, wzmacniając jego obronę. Młokosiewicz był tak zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się Chełmickiego, że nie mógł uwierzyć, że to on.
Oddział Chełmickiego miał sporo szczęścia. Minął się bowiem w nocnych ciemnościach z 600 Hiszpanami, którzy zostali wysłani do zajęcia garnizonu w Mijas. Doszli tam ok. godz. 6 już 15 października. Zaledwie godzinę przed nimi dotarł tam z kolei oddział Ignacego Bronisza z Alhaurin el Grande. Hiszpanie poszli do ataku, ale po krwawym starciu, Polacy ostatecznie go odparli. Hiszpanie wrócili więc pod Fuengirolę.
Bandyci z romansów
Tam już od rana 15 października Brytyjczycy wznowili ostrzał artyleryjski korzystając z dwu, ustawionych w międzyczasie, baterii. Jedna składała się z 2 dział 12-funtowych i haubicy czy też moździerza, a druga z 32-funtowej karonady.
Od tego ostrzału zawaliła się baszta zamku, zaczęła się także kruszyć część murów. Sytuacja stawała się krytyczna. Polacy nie zamierzali się jednak poddawać. Nie przyjęli kolejnego brytyjskiego parlamentariusza zwłaszcza, że rozeszła się pogłoska, że od Malagi idą Francuzi z odsieczą.
Pogłoska wydała się prawdziwa, kiedy na polu walki pojawili się francuscy dragoni. Choć byli to tylko dragoni z oddziału Bronisza, to Polacy z zamku postanowili wykorzystać moment i poszli do kontrnatarcia. Wypad poprowadził Chełmicki z 90 żołnierzami, osłaniał go Młokosiewicz z 40 ludźmi. Polacy zdobyli szturmem na bagnety angielską baterię, wzięli 40-jeńców, reszta nieprzyjaciół uciekła.
Chełmicki popędził za uciekającymi, został ranny i złapany przez Anglików, którzy wściekli zerwali mu epolety razem z kołnierzem. Został jednak wkrótce odbity i Polacy wycofali się do zamku. W tym momencie do twierdzy dotarła reszta oddziału Bronisza. Młokosiewicz ponownie rzucił swoich żołnierzy do ataku. To ostatecznie i kompletnie załamało Anglików. Sukces Polaków okazał się większy niż się spodziewali. Nie tylko udało im się pokonać siły inwazyjne. W ich ręce wpadł także ich głównodowodzący, sam lord Blayney.
„Tej sceny nie będę mógł zapomnieć. Otaczający mnie żołnierze i oficerowie wyglądali, jak zdesperowani bandyci z popularnych romansów. Ich ogorzałe, osmalone dymem i prochem twarze z długimi wąsiskami, poszarpane i okrwawione mundury nadawały im wyraz nieopisanej zawziętości” – wspominał moment wzięcia do niewoli.
Kiedy pojmany generał pojawił się na murach zamku i został dostrzeżony przez dowódcę brytyjskiej eskadry uznał on, że jego misja się skończyła i odpłynął do Gibraltaru.
Starcie pamiętnikarzy
W bitwie o zamek Sohail, po stronie obrońców wzięło udział w sumie 501 żołnierzy: Polaków i Francuzów. Atakujących było 2573 – nie doliczając załóg okrętów. Przewaga brytyjsko-hiszpańska była więc miażdżąca, co było widoczne jeszcze bardziej w sile ognia. Tym błyskotliwsze okazało się zwycięstwo Polaków.
Szacunki co do strat są różne. Oblicza się, że po polskiej stronie padło 20 żołnierzy po przeciwnej 40, 177 zostało wziętych do niewoli. Straty nie były zbyt wysokie, ale nie to stanowiło o niezwykłości bitwy. Teoretycznie bowiem Polacy nie powinni byli jej wygrać. Francuzi przybyli z odsieczą z Malagi już po zakończeniu bitwy i nie mogli uwierzyć w to co się stało. W dowód uznania Młokosiewicz, Chełmicki i Bronisz otrzymali najwyższe francuskie odznaczenie - Legię Honorową.
„Czym dla szwoleżerów była Somosierra, tym stała się dla piechoty polskiej Fuengirola.” – podsumował starcie znakomity znawca dziejów oręża polskiego w czasach napoleońskich - Marian Kukiel. I trudno się z nim nie zgodzić. Relację z przebiegu walk spisał najpierw lord Blayney. Ponieważ miejscami była ona, delikatnie ujmując, nierzetelna, w odpowiedzi swoje wspomnienia opublikował także Młokosiewicz. W ten sposób bitwa o Fuengirolę odbyła się niejako po raz drugi. Blayney próbował tłumaczyć swoją porażkę, Młokosiewicz podkreślał wspaniałość zwycięstwa.
Tak czy owak starcie przeszło do legendy. Na jej pamiątkę, pod zamkiem Sohail, odbywają się rekonstrukcje historyczne. Zaś szablę lorda Blayney’a, tę samą, której używał w czasie bitwy pod Fuengirolą, oglądać można do dziś w Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie.
Tomasz Falba
Artykuł pochodzi z 18. numeru miesięcznika POLSKA NA MORZU. Magazyn jest dostępny w punktach Empik i Salonikach Prasowych, w centrach handlowych i na dworcach. Wejdź na www.polskanamorzu.pl i zamów prenumeratę.