Stany Zjednoczone i Wielka Brytania rozpoczęły w nocy z czwartku na piątek ataki na cele powiązane z rebeliantami Huti w Jemenie - poinformowała agencja Reuters, powołując się na czterech amerykańskich urzędników administracji państwowej.
Według Reutersa uderzenie przeprowadzane jest przez samoloty, okręty nawodne i podwodne.
Jest to pierwszy atak na wspieraną przez Iran grupę, odkąd zaczęła ona atakować międzynarodową żeglugę na Morzu Czerwonym.
Atak został potwierdzony przez przedstawiciela Huti, który na platformie X poinformował, że prowadzone są naloty na kilka jemeńskich miast.
Z kolei agencja AP podała w nocy z czwartku na piątek, że atak Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii na cele powiązane z rebeliantami Huti w Jemenie prowadzony jest przy użyciu myśliwców i rakiet Tomahawk.
Zaatakowane zostały przede wszystkim wojskowe węzły logistyczne, systemy obrony powietrznej i miejsca składowania broni.
Przedstawiciel Huti Abdul Kader al-Mortada poinformował na platformie X, że Amerykanie i Brytyjczycy przeprowadzili naloty na stolicę Jemenu Sanę, a także na miasta Al-Hudajda, Sada i Zamar.
Według innych źródeł (w tym o charakterze OSINT) brytyjskie i amerykańskie uderzenie dotknęło celów w miastach Sana'a, Hodeidah, Saada, Dhamar, Taiz i Zabid (informacja z nocy w piątek).
Niektóre źródła cytują Pentagon, który miał poifnormować: "Zbombardowaliśmy 10 celów w Jemenie; zaatakowane zostały zakłady produkcyjne dronów i składy amunucji.
Natomiast wg "Al Arabia", zaatakowanych instalacji / obiektów używanych było do składowania broni i szkoleń rebeliantów Huti.
W nocy z czwartku na piątek czasu polskiego również prezydent USA Joe Biden potwierdził, że siły amerykańskie i brytyjskie rozpoczęły atak na cele powiązane z rebeliantami Huti w Jemenie.
"Siły wojskowe USA i Wielkiej Brytanii, przy wsparciu Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii skutecznie przeprowadziły uderzenia w Jemenie na cele należące do rebeliantów Huti" - powiedział Biden.
Podkreślił, że te uderzenia są bezpośrednią odpowiedzią na ataki Huti na statki płynące po Morzu Czerwonym.
Wkrótce po Bidenie wypowiedział się premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak, który potwierdził, że siły powietrzne tego kraju biorą udział - wraz z amerykańskimi - w atakach na pozycje rebeliantów Huti w Jemenie. Wyjaśnił, że nie można pozwolić, by destabilizujące ataki Huti trwały dalej.
"Królewskie Siły Powietrzne przeprowadziły ukierunkowane ataki na obiekty wojskowe wykorzystywane przez rebeliantów Huti w Jemenie. W ostatnich miesiącach milicja Huti przeprowadziła serię niebezpiecznych i destabilizujących ataków na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym, zagrażając statkom brytyjskim i innym międzynarodowym, powodując poważne zakłócenia na ważnym szlaku handlowym i podnosząc ceny towarów. Ich lekkomyślne działania narażają życie na morzu i pogłębiają kryzys humanitarny w Jemenie" - napisał Sunak w wydanym oświadczeniu.
Podkreślił, że nie można było pozwolić, by ta sytuacja trwała nadal, a Wielka Brytania zawsze będzie bronić wolności żeglugi i swobodnego przepływu handlu.
Według niektórych źródeł z Jemenu w kierunku amerykańskich okrętów wystrzelono dużą liczbę rakiet balistycznych.
W kanałach komunikatora Telegram należących do rebeliantów Huti podawano, że "drony-kamikadze" i rakiety zostały wystrzelone z Jemenu w stronę Morza Czerwonego.
Źródła mówią też o postawieniu w stan gotowości kaspijskiej floty irańskiej marynarki wojennej.
Wcześniej brytyjski "The Times": zapowiadał, że brytyjsko-amerykańska operacja przeciw Huti może się zacząć "w ciągu godzin".
Brytyjski premier Rishi Sunak zezwolił na przeprowadzenie nalotów na pozycję rebeliantów Huti w Jemenie i oczekuje się, że "Wielka Brytania dołączy do USA i innych sojuszników w przeprowadzeniu ataków w najbliższym czasie, być może w najbliższych godzinach" - podał w czwartek wieczorem dziennik "The Times".
Celem operacji ma być powstrzymanie wspieranych przez Iran rebeliantów przed prowadzeniem ataków na statki handlowe przepływające przez Morze Czerwone. Ataki te poważnie zakłóciły międzynarodowy handel na kluczowym szlaku między Europą a Azją.
W czwartek wieczorem Sunak zwołał nadzwyczajne posiedzenie rządu, aby - jak podaje "The Times" - poinformować ministrów o brytyjskim zaangażowaniu wojskowym. Nastąpiło to po wcześniejszym posiedzeniu rządowego komitetu kryzysowego COBR i Rady Bezpieczeństwa Narodowego w celu omówienia kryzysu. O interwencji wojskowej zostali poinformowani lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer i spiker Izby Gmin Lindsay Hoyle.
Jedno ze źródeł rządowych przekazało dziennikowi, że operacja pod przywództwem USA będzie ograniczona, ale znacząca i prawdopodobnie obejmie brytyjskie samoloty, takie jak Typhoon, stacjonujące w bazie RAF Akrotiri na Cyprze.
W regionie znajdują się obecnie brytyjskie okręty HMS Diamond, niszczyciel typu 45 i HMS Lancaster, fregata typu 23. Jak wyjaśnia "The Times", żaden z nich nie może uderzać w cele na lądzie, chociaż HMS Diamond może uderzać w łodzie i cele w powietrzu za pomocą swoich dział i pocisków Sea Viper. HMS Richmond, kolejna fregata, jest w drodze na Morze Czerwone. Natomiast amerykańskie niszczyciele mają pociski manewrujące, które mogą uderzać w cele na lądzie.
zm/ (PAP); z Londynu Bartłomiej Niedziński; bjn/ zm/ (PAP)
Uderzenia w jemeńskich rebeliantów Huti skupiły się na radarach i instalacjach rakietowych i dronowych - przekazali w czwartek wysocy rangą przedstawiciele Białego Domu i Pentagonu. Dodali też, że celem ataku nie była eskalacja konfliktu, ale zdegradowanie zdolności bojowników do dalszego atakowania statków handlowych i odniosła "znaczący" efekt na tym polu. Jasno winą za ataki Hutich obarczyli Iran, oskarżając go o zaangażowanie w każdą ich fazę.
Jak powiedzieli amerykańscy oficjele podczas briefingu dla prasy, nocne uderzenia na Jemen obejmowały szeroki zakres celów w kilku miastach przeciwko "zdolnościom rakietowym, radarowym i dronowym" jemeńskich rebeliantów. Dokonano ich za pomocą precyzyjnych pocisków wystrzeliwanych z amerykańskich okrętów podwodnych, nawodnych, a także z amerykańskich i brytyjskich myśliwców. Przedstawiciel Pentagonu nie zdradził liczby zniszczonych celów i rodzaju użytej amunicji, lecz zapowiedział, że szczegóły wkrótce przedstawi Centralne Dowództwo USA (CENTCOM).
Dodał też, że wsparcie udzielone przez Holandię, Australię, Bahrajn, Kanadę i Holandię było "nieoperacyjne". Państwa te, a także rządy Danii, Niemiec, Nowej Zelandii i Korei Południowej wydały tuż po ataku wspólne oświadczenie na temat ataków, deklarując przy tym, że jeśli Huti nie zaprzestaną dalszych ataków na statki "nie zawahają się przed obroną życia i ochroną wolnego przepływu handlu w jednym z najbardziej krytycznych szlaków morskich". Podobnie w osobnym oświadczeniu zapowiedział prezydent USA Joe Biden.
Według przedstawicieli władz w Waszyngtonie, choć uderzenie nie zniszczy wszystkich zdolności ofensywnych Huti, to odniosło ono "znaczący" efekt.
"To było znaczące działanie, przeprowadzone z pełnym oczekiwaniem, że zdegraduje ono w znaczący sposób zdolności Huti do przeprowadzania dokładnie takich ataków, których dokonywali w ostatnich tygodniach" - zaznaczył oficjel Białego Domu. Stwierdził też, że jeśli nie odwiodą one wspieranych przez Iran bojowników od kolejnych uderzeń, nie będzie to ostatnie słowo USA w tej kwestii. Przedstawiciel Pentagonu zaznaczył jednak, że cele uderzenia zostały uważnie wybrane tak, by zminimalizować ryzyko ofiar cywilnych i nie eskalować konfliktu. Według resortu obrony, mimo zapowiedzi Huti, jak dotąd nie zaobserwowano odwetu, choć takie działania są spodziewane.
Oficjele zaznaczyli, że nie mają wątpliwości, iż winą za ataki obarczają Iran, który "z pewnością był zaangażowany w każdą ich fazę", w tym w dostarczanie informacji na temat lokalizacji statków, które przepływały przez Morze Czerwone. Zasugerował też, że USA podejmą działania przeciwko Iranowi w zwiazku z jego zaangażowaniem.
Biały Dom podkreślił, że prezydent Biden zdecydował się na działania zbrojne po długich wysiłkach dyplomatycznych, a po raz pierwszy rozkazał przygotować opcję uderzenia siłowego po ataku Huti na duński statek Maersk Hangzhou 31 października. Marynarka wojenna USA zatopiła wówczas trzy łodzie Huti, które usiłowały porwać kontenerowiec. Ostateczna decyzja o użyciu siły zapadła po największym dotąd ataku rebeliantów 9 stycznia, kiedy użyli oni 18 dronów oraz 3 rakiet przeciwokrętowych. Według Białego Domu, atak ten został skierowany bezpośrednio przeciwko amerykańskim okrętom wojennym. Jak ocenił przedstawiciel amerykańskiej administracji, gdyby USA i koalicjanci nie rozpoczęli misji "Prosperity Guardian", chroniącej statki cywilne przed atakami Huti, wiele z nich niechybnie zostałoby trafionych, a nawet zatopionych. Jeden z nich przewoził paliwo lotnicze. Mimo twierdzeń szyickich rebeliantów, że statki te miały związek z Izraelem lub płynęły do izraelskich portów, zdecydowana większość z nich nie miały żadnych powiązań z tym krajem.
Przedstawiciel Pentagonu podkreślił jednocześnie, że atak na cele w Jemenie nie był działaniem w ramach Prosperity Guardian, bo ta misja ma charakter czysto obronny.
Czwartkowe uderzenie nastąpiło po trwającej od 19 listopada serii ataków ruchu Huti na statki przepływające przez Morze Czerwone. Łącznie jemeńscy rebelianci przeprowadzili ich 27, zaś największy z nich miał miejsce po publicznej groźbie państw międzynarodowej koalicji, że dalsze uderzenia z ich strony spotkają się z "konsekwencjami". Prezydent Biden był wielokrotnie krytykowany za brak zdecydowanej odpowiedzi na działania Hutich godzące w jeden z najważniejszych morskich szlaków handlowych. Przedstawiciele administracji tłumaczyli ostrożność prezydenta niechęcią do eskalacji napięć na Bliskim Wschodzie.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński
Fot.: US Navy