Interwencja zbrojna przeciwko jemeńskim rebeliantom Huti byłaby bardzo trudną operacją militarną - mówi w rozmowie z PAP dr hab. Łukasz Fyderek, dyrektor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Huti - którzy twierdzą, że w ten sposób wspierają walkę Palestyńczyków w Strefie Gazy - przeprowadzili na Morzu Czerwonym od połowy listopada ponad 20 ataków na statki handlowe przy użyciu rakiet, pocisków przeciwokrętowych i dronów.
W rezultacie ataków niektóre zachodnie firmy logistyczne zmieniają trasy statków, co jednak zwiększa koszty i wydłuża terminy dostaw. Amerykańscy Republikanie nawołują do bezpośredniego uderzenia w jemeńskich rebeliantów, jednak zdaniem Fyderka koszty takiej interwencji można by porównać z kosztami misji w Afganistanie.
Jedyną siłą, która byłaby w stanie skutecznie przeprowadzić taką interwencję są Stany Zjednoczone, wsparte przez koalicję chętnych. A jak wiemy w USA obecnie apetyt na tego rodzaju działania jest nikły. Więc nie spodziewam się, by do takiej interwencji doszło. Możliwe są pojedyncze ataki lotnicze, na przykład na wyrzutnie, ale to nie będzie w stanie złamać potencjału militarnego Huti - twierdzi rozmówca PAP.
Czytaj także:
Huti: każdy kraj, który zaangażuje się w koalicję pod wodzą USA przestanie być bezpieczny na morzach
Około jednej trzeciej mieszkańców Jemenu wyznaje zajdyzm - odłam szyickiego islamu. Huti, którzy przed dekadą rozpoczęli rebelię przeciwko rządowi centralnemu, uważali, że marginalizuje on zajdytów i prowadzi nadmiernie proamerykańską politykę (hasłem ruchu jest "Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi").
Pamiętajmy, że od 2015 roku Arabia Saudyjska wspólnie ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, a w pewnym momencie także z takimi państwami jak Maroko czy Egipt, toczyły kampanię przeciwko Huti i nie była to skuteczna kampania. Nie doprowadziła do obniżenia potencjału bojowego Huti - zauważa Fyderek.
Badacz z Uniwersytetu Jagiellońskiego zaznacza, że za agresją Huti mogą też stać przesłanki polityczne. "Jemen prawdopodobnie będzie trwale podzielony" - ocenia ekspert, przypominając, że międzynarodowo uznawany rząd kontroluje obecnie południe kraju, natomiast północ i centrum Jemenu znajdują się pod władzą Huti.
Sądzę, że obecne działania Huti mogą doprowadzić do pewnych negocjacji i jakiegoś uznania dla tego ruchu - uważa Fyderek. - Może nie będzie to pełne uznanie, ale sam fakt, że państwa regionu czy światowe mocarstwa usiądą z nimi do stołu rokowań da im pewną formę uznania międzynarodowego i ograniczy izolację, w jakiej się znajdują. A to ułatwi im funkcjonowanie jako państwa. Sądzę, że to może być świadoma kalkulacja ruchu Hutich, którzy co prawda militarnie zwyciężyli, ale znaleźli się w izolacji międzynarodowej, z której będą chcieli wyjść. Być może to jeden z celów przyświecających przywódcom Huti - konkluduje naukowiec.
os/ adj/