Posłowie Lewicy z Pomorza zaapelowali do ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka o wznowienie budowy statku ratowniczego dla polskiej służby SAR (Search And Rescue) operującej na Bałtyku. Ich zdaniem statki SAR, które obecnie posiadamy, są za małe i nienowoczesne.
Poseł Lewicy Marek Rutka, szef parlamentarnego zespołu ds. systemu ratownictwa medycznego, poinformował w czwartek w Sejmie, że tydzień temu przeprowadził kontrolę poselską w siedzibie Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR w Gdyni.
To, że źle się dzieje w tej służbie, wiem od dawna, bo w lecie ubiegłego roku wraz ze związkowcami z SAR prowadziłem protest w sprawie skandalicznie niskich zarobków ratowników morskich, które doprowadziły do fali odejść doświadczonych ratowników z tej służby - stwierdził Rutka.
Poseł podkreślił, że "tym jednak co szczególnie zbulwersowało ludzi, dla których ważne są sprawy morza", jest decyzja ministerstwa gospodarki morskiej o "wypowiedzeniu umowy na budowę" wielozadaniowego ratowniczego statku morskiego dla służby SAR.
Chodzi o decyzję z lutego tego roku unieważniającą przetarg na statek wielozadaniowy, który mógłby usuwać zanieczyszczenia chemiczne na Bałtyku, byłby wykorzystywany do ratowania rozbitków oraz gaszenia pożarów.
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa, która w lutym unieważniła postępowanie uzasadniła, że decyzja ta jest związana jest z planowanym przeniesieniem zadań służby SAR do Urzędów Morskich. Jak oceniła dalsze prowadzenie postępowania i wykonanie zamówienia "nie leży w interesie publicznym", tym bardziej, że Urząd Morski w Szczecinie realizuje zamówienie na budowę dwóch wielozadaniowych jednostek pływających, które trafić mają do Szczecina i Gdyni - jednostki te mają mieć możliwość wsparcia ratownictwa.
Decyzja ta jest absolutnie niezrozumiała chociażby ze względu na to, że środki na budowę statku ratowniczego opiewające na 280 mln złotych w 85 proc. pochodzą z budżetu Unii Europejskiej, a Polska jako kraj starała się o ich pozyskanie przez blisko 10 lat - ocenił Rutka.
Poseł podkreślił, że służba SAR posiada obecnie głównie małe statki ratownicze i tylko dwa średniej wielkości: Czesław II i Kapitan Poinc. Ten ostatni - przypomniał - został zbudowany 24 lata temu, po katastrofie promu Jan Heweliusz.
Do posiadania (większego - PAP) statku ratowniczego jesteśmy zobowiązani międzynarodowymi traktatami i konwencjami, m.in. Konwencją Londyńską i Helsińska, dotyczącymi bezpieczeństwa życia na morzu. Obecnie posiadane jednostki nie wypełniają tych zobowiązań - stwierdził Rutka.
Oszacował, że na pokładach największych wpływających obecnie z polskich portów promów może podróżować może nawet 1700 osób, a na pokład największego statku ratowniczego, który posiada polska służba SAR może zostać podjętych "zaledwie" 150 rozbitków. Dlatego - jego zdaniem - nowa większa jednostka pozwalałaby na uratowanie znacznie większej liczby pasażerów.
Poseł Dariusz Wieczorek ocenił - powołując się na raport NIK - że obecnie posiadany potencjał SAR pozwala na zwalczanie zanieczyszczeń olejowych utrzymujących się na powierzchni Bałtyku na "zaledwie" 53 proc. polskiego obszaru odpowiedzialności - z nową jednostką wzrósłby do 94 proc.
Co ważne - według Wieczorka - w trakcie realizacji jest umowa na kwotę 4,5 mln zł na projekt statku wielozadaniowego. "Decyzja o zaprzestaniu finansowania budowy oznacza więc, że te pieniądze zostaną wyrzucone w błoto" - podkreślił poseł.
Dla nas kwestia zabezpieczenia życia i zdrowia ludzi pracujących na morzu, ale także pływających promami, jest o wiele ważniejsza niż przekop Mierzei Wiślanej, którego budowa zwróci się - jak mówią analizy specjalistów - za ponad 450 lat - mówił Wieczorek.
Mamy informacje, ze na skutek różnych operacji finansowo-księgowych ministerstwo poszukuje pieniędzy na stale wzrastające koszty budowy przekopu przez Mierzei Wiślanej. Apelujemy do ministra, aby nie bagatelizował spraw bezpieczeństwa życia i zdrowia ludzi na morzu - dodał.
Posłanka Małgorzata Prokop-Paczkowska podkreśliła, że według NIK służba SAR nie posiada sił i środków do zwalczania zagrożeń i zanieczyszczeń z materiałów ropopochodnych zalegających na dnie Bałtyku, w tym paliw w zbiornikach wraków.
Mówiła też o tym, że nie mamy zdolności neutralizowania zatopionej bezpośrednio po II wojnie światowej broni chemicznej, która "stanowi realne zagrożenie dla ekosystemu morskiego" i polskiego wybrzeża i "jest swego rodzaju tykającą bombą ekologiczną". Według niej nowy statek miałby wyposażenie, które pozwoliłoby zwalczać takie zagrożenia.
autor: Krzysztof Kowalczyk
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.